No to Was trochę pozanudzam teraz:) O saunie pociągowej już wiecie. Uparowani, klejący i upoceni wysiedlismy na stacji docelowej. Była 20 ta. Potem taxi, bo nijak nie dojedziem nie znając wcale miasta. Wyhaczyłam z internetu tanią firmę. Bo inaczej zapłaciłabym podwójnie. Bo kroją obcych. Jedziemy na jakieś zadupie, taryfiarz nie może znaleźć. Dobra, jesteśmy. To 8km od dworca. Hostel rezerwowałam on line. Nie musiały być extra warunki, ale wiecie , żeby czysto bylo. 30 zl od osoby. Tanio, z tv w pokoju , dostępem do wc i łazienki i kuchni. Na zdjęciach ok. Jak w akademiku. No więc idziemy z tej taryfy. Wita nas starsza pani skrzeczącym głosem starej palaczki, ale włos w 3 kolorach tęczy. Jakaś popeerelowska rudera. No dobra, może pokój ok... Wchodzimy, a w naszym pokoju facet do połowy rozebrany, bo gorąco, tv włączony. Baba przeprasza, wywala faceta z pokoju, i mowi, "dobrze, że że się nie zdążył położyć, bo znowu pościel musiałabym zmieniać"... Facet wyszedl, zabrala jego rzeczy, z lodówki też i kazała mu iść do innego pokoju. A w ogóle, to budynek ów zamieszkiwali robotnicy z Ukrainy. Wszyscy łazili tam półnago, bo upał. Rządzili w kuchni, łazience, wc. I wśród tego zamieszania my... Baba wzięła od nas 50zl za 2 os. No dobra, myślę, przepękamy jakoś tę noc, jest prawie 21 sza, nie możemy zostać bez noclegu.Pościel niby zmieniona. Ale łóżka chyba z lat 70 tych, jakieś paskudne materace, wokół unosi się zapach stęchlizny, powietrze stoi w miejscu, okno można otworzyć, ale nie ma przewiewu, bo na budynku wisi jakaś płachta z reklamą czy czymś takim. Syn już nic nie mówi, ale widzę, że w oczach rozpacz. My takie cywilizowane ludzie, a tu zonk. Nie jestem wymagająca, ale zwyczajnie brzydzę się takich miejsc. Jak tu się załatwić, wykąpać czy zrobić posiłek? Nic nie mówimy , zwyczajnie nas zatkało. Ja nie jestem roszczeniowym pyskaczem, a poza
tym, byliśmy na zadupiu w nocy, bez samochodu. Dobra, idziemy szukać tej szkoły policji. Znaleźliśmy, ponad 20 min intensywnego marszu. Ulica niby miała być spora, ale nie była, za to długa, jak Piotrkowska w Łodzi. Wracamy, robimy małe zakupy w takich śmiesznych 24h sklepach. Ludzie jacyś dziwni. Jakby się czas zatrzymał w latach 80 tych. Pijaczki sobie łaziły... Idziemy do mikrokopijnej Pizza Hut. W srodku w kuchni jakąś dziewczyna , strzela tackami, nosi jakieś pudła, nie zwraca na nas uwagi. Wypatrzylismy jakąś sałatkę w menu. Nikt nie wylazi z tego zaplecza... Mogliśmy wynieść krzesła i stoliki, nawet by chyba nie zauważyła. Odechciało nam się jeść. Wracamy do PRL u z ukraińskimi robotnikami. Ale patrzymy, jakies 100m dalej stoi coś, co na hotelik wygląda. Godzina 22:15, ciemno. Wchodzimy, "Hurra, jest recepcja"! Mówię do miłej pani"Czy znajdzie się dla nas jakiś pokój? Bo my nie bardzo mamy gdzie spać. "Tak, pani się usmiecha:) Jest apartament, dwójka, z łazienką i aneksem kuchennym. 160 zł. Syn mówi" Bierzemy! "Jest nadzieja na godne spanie, prysznic, jedzenie samodzielnie przyrządzone, ale świeże i ciepłe. Lecimy na zakupy znowu, bo jajka na jajecznicę trza kupić. I tak też zrobilismy. Potem poszliśmy do PRL u po nasze rzeczy, i wreszcie mogliśmy odpocząć. Warunki cudowne. Czyściutko, pachnąco. Prysznic, kolacja, chwila rozmowy i można się było rzucić w świeże bety bez obawy, że może coś na uchla i nie mówię tu o komarach. Rano pyszne śniadanko, znowu prysznic i poszedł syn na egzamin. Ja zostałam w hallu hotelu, bo tu mogę spokojnie siedzieć i czekać i pisać do Was, bo za gorąco na wałęsanie się. Jedynie potem na loda pójdę, widziałam fajną cukierenkę, może i kawkę walnę małą. Trzymam kciuki za syna. Żeby te nasze perypetie chociaż zaowocowały zdaniem tego egzaminu, bo inaczej zwyczajna lipa będzie. A podróż powrotna? Nie wiem, ani na jaki pociąg pójdziemy, ani o ktorej do domu dotrzemy... Nigdy więcej mając samochód, nie damy się tak wpuścić. Mój mąż... "Co bedziecie na paliwo wydawać, na A4 remonty, pojedziecie wygodnie pociągiem". Efekt, jak wyżej pisałam, plus pęcherze na stopach po wczorajszym łażeniu. Jednak ta niedziela w domu jest mi potrzebna, Najwyższy chyba o tym pomyślał. Tymczasem kończę ten elaborat, dam znać, czy syn zdał.... I nigdy wiecej PRLu!