Dziwna ta konsultacja gin-onko (mój operator). Z wczorajszego dnia najbardziej odczułam długie czekanie i nerwowość. Towarzyszył mi mąż, zrobił sobie przerwę w pracy, więc ja się denerwowałam, że tak długo ze mną siedzi (stoi) i coś przez to zawali. Na początek listy dopisane było 4 czy 5 osob stąd opóźnienie.
Jak już się wreszcie doczekałam to na początek dał mi wyniki tk i rtg, które robiłam do operacji.
Potem wypytał, poodpowiadał, potem badał, wymacał. Brzuch miękki, na wierzchu ok, w środku ok. Globulki na mały stan zapalny i suchość. Skutek uboczny naświetlania.Nastepna wizyta za 3-4 miesiace. Dopiero wtedy zleci mi badania. Na razie jestem dopiero co po naświetlaniach. Na zdrętwiałe miejsce (uszkodzone nerwy po wycięciu węzłow) na udzie dał mi skierowanie na rehabilitacje, może coś pomoże. Na razie zapisałam sie do poradni rehab na 1 sierpnia. Do gin onko jeszcze nie, bo nie ma grafiku!!!!!
Mam poczucie niedosytu, wątpliwość czy odpowiednio jestem zaopiekowana. Naszła mnie refleksja, że może nie jest dobrze chodzić do operatora, bo jak coś sknocił w czasie operacji, to się tym nie zajmie i nie przyzna?
Moje Drogie, serdeczności dla Was. Dzięki za wsparcie, Siostrzyczki