Kochane, dzięki za wsparcie.
Nadenerwowałam się dzisiaj, nawściekałam, ale po kolei: dzwonię do kadrowej w pracy, że kończę zwolnienie i wracam do roboty. Najpierw gdzieś biegała, ja w nerwach czas leci. wreszcie odzwoniła. Oczywiście (moje zwolnienie to 32 dni) nie mogę pokazywać się zanim nie dostanę kwitu od medycyny pracy. Przysłała mi listę zozów , gdzie mogą wystawić kwity, z zaznaczonymi gdzie powinny być najkrótsze terminy. Do medycyny pracy muszę się zgłosić w poniedziałek 25 marca (nie wcześniej ani nie później). Dzwonię, pani mówi, że po pierwsze mam iść tam, gdzie robiłam wstępne, a po drugie musze mieć jakieś zaświadczenie od lekarza, na podstawie którego oni wydadzą pozwolenie. (Wczoraj byłam u gina, do pracy jak najbardziej, ale kwitu nie dał). Ostatecznie, może być od pierwszego kontaktu. W końcu zapisała. To ja za telefon i zapisuje się do poz. Dało się. Wizyta za 1,5 godziny. Dzwonię do szpitala, czy jest mój wynik w papierze. Nie ma, dzisiaj wyniki już przynosili. Znowu nerwy.
Też w poniedziałek mam wizytę u endo (9 miesięcy czekania), oczywiście w innym miejscu. Udało się godziny się nie nakładają. Ja do kadrowej, że nie ma terminu z rana tylko wczesnym popołudniem, ale dla niej to ok, po prostu w tym dniu robię badania, żeby wrócić do pracy. Jedziemy do poz. Pani doktor oczywiście wypisuje mi zaświadczenie, dodatkowo daje skierowanie na badanie krwi, tak na wszelki wypadek, bo może im to ułatwi. (Humorystyczna scenka> W gabinecie u pani doktor cały czas leci woda z kranu. Poprzednim razem jak byłam to zapytałam czy zakręcić
ale nie chciała). Oczywiście od rana czekam na telefon czy kwalifikuję się na chemię czy nie... Nagle telefon, po numerze ze szpitala.... Jest mój wynik hist-pat do odbioru. Jedziemy, pani wydająca strasznie zdziwiona, ze po 10 minutach już jestem. Jak juz jestem w szpitalu lecę na oddział, może uda się wydębic jakieś zaświadczenie od gina i dopytać w mojej sprawie. Operuje. Inny gin naburmuszony, nic nie pomoże. Wracamy. Mama wita obiadem, jak miło... I po południu telefon... To mój gin, że nie kwalifikuje się na chemioterapię, ufff. To ja skorzystałam z okazji podpytałam o zaświadczenie dla medycyny pracy. On oczywiście, wszystko wypiszą tylko muszę przynieść formularz (!) jaki ma być wypełniony i spokojnie mogę odebrać w środę (!). No cóż musi starczyć zaświadczenie od pierwszego kontaktu... Jeszcze musze logistycznie rozpracować poniedziałek: endo, odebrać badania krwi, medycyna pracy, zawiezienie do kadr..... Jak się okaże, że robią kłopoty z papierami , wracam na zwolnienie.
Tytułem wyjaśnienia: od 9 miesięcy mieszkam poza miastem, ale leczę się w mieści, wtedy nocuję u mojej mamy, tu jestem zameldowana i tu chodzę do poz, specjalistów, po szpitalu nocowałam. Tak samo mój małż. Więc od wczorajszego południa jesteśmy u mamy razem z kotką. Kotka ma nadczynność tarczycy i musi przyjmować co 12 godzin lekarstwo. Dodatkowo małż szukał pracy i w poniedziałek idzie pierwszy dzień do nowej pracy, więc też są emocje z tego powodu. Dla mnie to dosyć wygodne, że on w domu, bo ja jestem kiepskim kierowcą, w mieście w korkach to nie specjalnie... Koniec końców ja jeszcze zostałam u mamy, bo jutro krew do analizy - cała lista badań, a małż pojechał do domu, bo jutro są fachowcy i montują drzwi wewnętrzne w nowym domu.
Drogie, sorry za taką długą opowieść. jakoś tak mnie poniosło