Długo się nie odzywałam. Ale wiecie jakie są moje przemyślenia? Jesteśmy same. Jesteśmy w tym wszystkim same! Nikt nie wie co się dzieje w naszych głowach, a nasze głowy nie potrafią tego tak na sto procent przekazać, żeby ktokolwiek nas zrozumiał. Ja przynajmniej siebie sama nie rozumiem! Miałam tyle osób, które były przy mnie i teraz się wykruszają. Bo nikt nie chce rozmawiać z rakową, nikt nie chce bo się boją, że zacznę od razu o tym rozmawiać. No i zaczęłabym. Wiecie, najgorsze to jest być nijakim. Fajnym okej, niefajnym okej. Ale tym pośrodku nikt nie chce być. Jest milion takich ludzi, takich nijakich, którzy mijają nas na ulicy. Czy zapamiętałyście chociaż 10 osób, które minęłyście wczoraj? Obie ręce na stół do ucięcia, że nie! I ja tego swojego raka traktowałam jako taki wyznacznik, że nie jeteś nijaka! COŚ CIĘ WYRÓŻNIA! I mi głupio, że to robiłam.
Ale wiecie... mam żałobę. Kurde (nie wiem czy tu można przeklinać), ta baba sajkolożka miała rację. Jak mnie j...o to mnie j...o
Straciłam coś czego nigdy już nie odzyskam. I nikt mi nie powie, że będzie dobrze bo k...a nikt tego nie wie. Nie wie! NIE WIE! N I E W I E!! Więc przestańcie mówić, że będzie dobrze. Bo może być źle. Oczywiście może być zajebiście, ale może być też zajebiście źle. I nigdy nikomu nie wmawiajcie, że coś będzie jak będzie! Mnie to rozwala na łopatki i od razu wpisuję na czarną listę! Wierz sobie, że będzie dobrze i niech tak będzie. Ja na razie jestem na etapie, że wiem że będzie do dupy. Czy to przejdzie nie wiem. Straciłam każde możliwe dziecko, które mogło ze mnie powstać. W tym momencie czuję się, jakby ktoś nie wyciął, nie wyrwał. JAKBY KTOŚ PO PROSTU WIELKIMI SZPONAMI WYGRYZŁ, Z.........Ł MI CZĘŚĆ MNIE. Czuję dziurę, której boję się, że nigdy niczym nie będę w stanie jej zakryć. Nigdy! Niczym! Bo się k...a po prostu nie da. Mam żal. Ogromny k...a! Większy niż ziemia i najbliższa galaktyka. Mam taki właśnie żal. Do każdego. Do mojego męża - że wcześniej mnie nie zapłodnił, że w ogóle jest, bo jak on jest to mnie boli, że go zawiodłam najbardziej na świecie. Mam żal do moich rodziców, że taką mnie zrobili. Mam żal do moich dziadków, że zmarli na raka. Mam żal do wszystkich kobiet w mojej rodzinie, że urodziły przede mną, że są zdrowe. Że jak nawet nie daj Boże zachorują, mają dla kogo żyć. Dla kogo ja mam k...a żyć? Po co? Wszystko co robiłam wcześniej to robiłam dla tej małej istotki, która miała ze mnie wyjść. Żeby ona była ze mnie dumna. A teraz dupa. Wiem adopcja. ble ble ble... .k...a mać! Znowu wyjdę na kogoś (jak to mój mąż pięknie określił "nie kręci się wokół ciebie wszystko) kto jest pępkiem świata. Ale c..j! Od małego byłam w całej rodzinie tą, której się wszystkiego zabraniało bo zawsze była chora. A tu padaczka, a tu wysypki, a tu tarczyca, a tu rak tarczycy, a tu trzeba do szpitala, a tu anemia. c..j mnie strzelał przez całe może życie. Na początku to było fajne. Jako dziecko się jeździło po szpitalach to było takie ekscytujące, zwłaszcza jak się z mojej pipidówy wyjeżdżało. Wszystkiego mi nie było wolno. Przez tarczyce strasznie się pociłam i to spowodowało, że mój zapaszek zniechęcał nawet do tego żeby ktoś chcial mnie odwiedzać... Taki sobie wyrobiłam odruch, że na wszystko foch. Foch i już. Ja to chce i koniec. jestem obrażalska to fakt. Ale wczoraj mnie upodło. Wczoraj z mężem bylismy na koncertach juwenaliowych. I mnie j...o. Poczułam, że nie powinnam tu być. Jak mogłam się bawić jak moje dziecko ... jak mojego dziecka w ogóle k...a nie ma. k...a boję się o moje małżeństwo. Kocham mojego męża. Ale nie wiem czy go lubię. Wiem, że on nienawidzi mnie. Mam do niego ogromne pretensje. Że nie przeżywa tego w taki sam sposób jak ja. Że wmawia mi czego ja potrzebuje, że on wie co mi pomoże. On mi k...a nie jest w stanie pomóc. Nikt mi nie jest w stanie pomóc. Ja nie wiem czy ja tej pomocy chce. Poczułam się tak, że on ma rację, ale że k...a no nie. Najgorsze jest to jak najbliższa Ci na świecie osoba mówi to co jest najgorsze w Tobie. Co jest ze mną nie tak.... Ciągle się nad tym zastanawiam. Odkąd Cię znam wszędzie gdzie idziemy, zawsze coś jest nie tak... To fakt, ale niech spojrzy też na to z mojej strony. Może rzeczywiście ktoś kiedy przegiął pałę. Ja czuję, że ja muszę trochę uciec. Od wszystkiego. Od mojego męża od rodziny od domu. OD k...a WSZYSTKIEGO. Wziąć głęboki oddech i obudzić się gdzie indziej, chociaż na chwilę. Wrócić tutaj, bo za długo to budowałam. Ale mam k...a już dość.
Wiecie.... jak się nie ma potrzeby życia. To już jest k...a źle.
No to tyle u mnie.
Wolałyście jak nie pisałam co
Pozdrawiam
Jeleniowa