Witajcie Syrenki!
dziękuję za przyjęcie do Waszego grona
mam na imię Agnieszka (l.43), prawie 4 lata temu (styczeń 2013) podczas porodu, dostałam krwotoku i na cito wzięto mnie na cesarkę (drugą w życiu), podczas której okazało się, że łożysko przyrosło do macicy i nie da się tego rozdzielić. Jak dziś pamiętam pochyloną nade mną Panią dr mówiącą: "albo usuniemy macicę, albo Pani umrze, proszę szybko decydować".. Córeczka ma się bardzo dobrze
ja straciłam macicę (szyjka i jajniki zostały), miałam później małą depresję, ale sobie z nią poradziłam, generalnie jestem optymistką! Ale do rzeczy: od około trzech lat, a może i od samego początku, tego początkowego okresu nie pamiętam.. boli mnie w prawej pachwinie, czasem ciągnie aż do nogi, jak rwa kulszowa, czasem do krzyża, ból generalnie jest do wytrzymania, to raczej taki dyskomfort, czasem mniej uciążliwy, czasami, ale rzadko, bardzo mocno, tak, że nie mogę prawie chodzić. I tu pytanie do Was Kochane, bo widzę wiele dolegliwości, czy taki ból, o tak zmiennym natężeniu, mogą wywoływać zrosty? Na usg jamy brzusznej nic nie ma, zrobiłam nawet kolonoskopię, też czyściutko, jajniki ok! może jednak jeszcze jakieś badania powinnam zrobić? same wiecie, jak to jest, człowiek zawsze boi się tej najgorszej diagnozy.. lekarze jacy są też wiadomo.. nawet ostatnio byłam zszokowana wizytą na usg piersi, pani dr powiedziała, że na usg małej zmiany nowotworowej nie zobaczy, dopiero większą! taką, która może już być tą "za późno wykrytą"! ech.. mam trójkę dzieci.. jeszcze dość małych.. jak każda z nas, po prostu się boję..
Pordzcie proszę i dziękuję!