Pepe, Ismenko, Olikkk dziękuję
i bardzo współczuję wszystkim, którzy muszą żegnać swoich pupilów
.
Mój kocurek miał chorobę nowotworową insulinoma i od kilku lat co miesiąc woziliśmy go na zastrzyki. W ostatnim tygodniu stopniowo przestawał jeść, chodzić, pić i załatwiać się. Kroplówki podane przez ostatnie dwie doby nie przyniosły poprawy. Pozostało do wyboru, albo czekać aż umrze śmiercią głodową...albo robić kolejne męczące i wydłużające się w czasie badania i podejmować próby, które w jego stanie raczej nie dałyby szans na poprawę...albo uśpić. Początkowo wyglądał jakby spał. Ale później widać było, że się męczy. Próbował wstać i padał. Zwlekaliśmy z ostateczną decyzją długo, próbowaliśmy karmić i poić wstrzykując płyny do mordki. Ale on był coraz słabszy, przelewał się przez ręce. Przychodnie, w których bywał były już wieczorem nieczynne. Trzeba było szukać innej czynnej. Tam trafiliśmy na niezbyt przyjemnego weterynarza. On ostro podszedł do sprawy... albo ratujemy poprzez dodatkowe dłuższe badania itp...bez żadnej gwarancji albo usypiamy. W międzyczasie u kota jedną gałkę oczną zaczęło wypychać, ciężko oddychał, znowu próbował wstać i padał. Serce mi się krajało
. Zadecydowaliśmy o skróceniu jego cierpienia.To była jedna z najtrudniejszych decyzji. Wszyscy to bardzo mocno przeżyliśmy
. Za kilka miesięcy miałby 20 lat. Zabraliśmy go do domu i przy nim został pochowany. Pocieszeniem jest to, że żyło mu się u nas dobrze.
Zwierzątko w domu daje dużo ciepła i radości, ale rozstania są zbyt bolesne