roszpunka66 27.09.12, 21:49
http://forum.gazeta.pl/forum/w,100789,119012016,139218287,Re_Terapia_hormonalna_po_operacji_czy_sie_obaw.html?wv.x=2Hej, kobietki
Zastanawiałam się, czy pisać tutaj w ogóle cokolwiek. Przecież dziewczyny już wszystko rozważyły, a konkretną decyzję, jak mówiła Karmusia, i tak każda musi podjąć sama.
Ale napiszę Wam jednak moje konkretne przemyślenia i obserwacje.
Przede wszystkim w wypadku, gdy kobieta nigdy nic nie przyjmowała, wszyscy ze smutkiem musimy przyznać, że niestety tak czasem bywa. Trafiają się choroby nowotworowe ludziom, choć bardzo z tym walczymy, bardzo tego się boimy, i bardzo tego dla nikogo nie chcemy.
Natomiast w wypadku, gdy ktoś hormony przyjmował i zdarzył mu się nowotwór, to również wszyscy i niezachwianie twierdzą, że winne są właśnie hormony. Ale czy bez nich kobiety nie chorują? Oczywiście, że tak. Przecież w wypadku tak trudnej dla każdej kobiety diagnozy nie wiadomo, czy tak by się nie stało i bez udziału hormonów.
A teraz z innej strony. Decydując się na terapię mamy określone zyski (przynajmniej ja, jeżeli hormony nic nie wnoszą, to oczywiście nie powinniśmy ich stosować).
Trzecia sprawa to owe sławetne badania nad skutkami HTZ. Ich wyniki są niejednoznaczne. Ale nawet te niejednoznaczne mówią o naprawdę minimalnym ryzyku w przypadku ETZ, a przecież Syrenki przeważnie taką właśnie terapię otrzymują. No jest to choć jeden plus naszej operacji.
No i ostatnia sprawa - nasz wiek. W większości artykułów pisze się na temat tradycyjnej HTZ, czyli w naturalnej menopauzie - gdzieś po pięćdziesiątce. Tak naprawdę dla naszych piersiątek duże znaczenie ma czas ekspozycji na duże stężenia hormonów. Jeżeli kobietka szybko dojrzewała, miała późną menkę, to ryzyko u niej jest większe.
No więc i tu potrzeba rozsądku i wyważenia. Dla młodszych na pewno terapia niesie duże zyski, a mniejsze ryzyko. Potem sytuacja się odwraca.
Ale pomarudziłam. No powiem tylko, że ja osobiście jestem zdeklarowaną zwolenniczką hormonów, bo wiem, co było bez nich i już. A czy mam obawy? Na pewno tak, to jasne. Ale ma je każda, bez względu na HTZ - to po prostu nasza pięta Achillesa.
Na koniec powiem, że od miesiąca wyczuwałam u siebie guzek w lewej piersi, oczywiście denerwowałam się, bo czułam rwanie aż w pachwinie. Dziś po USG już wiem, że to po prostu torbiel (a mam je od zawsze). Mimo dwu lat na wysokich dawkach ETZ mam ponoć zdrowe, normalne gruczołki. Dzięki terapii muszę częściej się badać i w razie czego dowiem się - mam nadzieję - na czas. A co będzie dalej, tego nikt i nigdy nie wie.
Żyjmy więc ciesząc się tym, co przynosi dzień.
Pozdrawiam bardzo mocno Was wszystkie i już znikam, bo powstała śmieszna dłużyzna.