Dobry Wieczór Syrenki!
Olikkku też miałaś fest przeżycia! Mnie szpitale na szczęście ominęły (dopiero po porodzie gdy badali dziecko na obecność zakażenia), a antybiotyki wciągałam doustnie. Sama nie wiem skąd załapałam to dziadostwo. I masz rację od tamtej pory nie trawię jakoś tych zwierzaków, a obcego kota (psa), a i nawet znajomego nie tknę bezkarnie. Potem dłuuuuugo szoruję łapy zanim cokolwiek zrobię.
Wizyta u onkologa była szybka, stwierdził, że to guz ślinianki i mam się udać NAJPIERW do laryngologa. A jak coś będzie nie teges wrócić spowrotem...
Mój doktor rodzinny trochę się zdenerwował, bo będą tak mnie odsyłać bez sensu, a czas leci. Mówił: "A na szkoleniach to każą nam nie zwlekać, nie bać się i wysyłać od razu konkretnie do specjalisty..."
Doszliśmy wspólnie do wniosku, że onkolog u którego byłam, widocznie nie był na tym samym szkoleniu co mój rodzinny.
Praktycznie już jestem pewna, że będą chcieli to dziadostwo wyciąć. I czy to torbiel, czy nowotwór (łagodny/złośliwy) to już nie ma znaczenia. Najpierw robi się biopsję, usg i może inne badania, a potem tnie. Brrrr... ZWARIUJĘ!
Jutro mam nadzieję, że załapię się na wizytę u tutejszego laryngologa. A że tu gdzie mieszkam nie ma oddziału laryngologicznego pewnie mnie odeśle do Olsztyna. I znów wycieczka
Może chociaż usg robią tu na miejscu? Dowiem się.
A na razie to mam łeb jak sklep! Ta nerwówka mnie wykończy. Bo wiecie kto ja jestem! Trzęsidupka pierwszej klasy!
Buziaki Dziewczyny
Dobrej nocy.