16 sie 2013, o 13:07Dziś mija rok od mojej operacji. Rocznice maja to do siebie,że człowiek czuje sie w obowiązku cos podsumować, przemysleć no to i ja sobe pozwolę.
To byl naprawdę dobry rok pd względem zdrowia. Po raz pierwszy od nie wiem jak dawna poczułam się wolna od babskich problemów. Nie ukladalam sobie życia swojego i calej rodziny(tak,tak) pod moje trudne dni, mogłam naprawdę czuc sie swobodnie. Przedtem wyjazdy, imprezy, nawet grile na dzialce były tak ustawiane żebym w ogole mogła w nich uczestniczyc. Nie wspomnę o ubieraniu się, same czarne i ciemne spódnice, a biała leżała i czekala sobie na jakis dobry moment. Muszę tez wspomnieć o moim permamentnym złym nastroju, napadach, kiepskigo nastroju, wybuchach zlośći. Trafiałam na fatalnych lekarzy, którzy bagatelizowali moje dolegliwości a badałam sie regularnie. I zbieg okoliczności sprawił, że jeden lekarz szedł na urlop, zapisalam sie do ordynatora i nie dość, że mnie powalił swoim wyglądem to w końcu stwierdził, że nalezy sie mną zająć. Trochę mi zeszlo przekonywanie go do konieczności operacji
ale w końcu powiedział, że nie będzie mnie męczył bo widzi, że leczenie nie przynosi skutku, czas biegnie,zamiast mi sie poprawiać to jest gorzej. W piatek poszłam po skierowanie do szpitala, we środe juz byłam na oddziale, we czwartek operacja w niedzielę do domu. Moja motywacja chyba sprawiła, ze czas rekonwalescencji przeszłam super a to tez dzieki Wam. Trafilam tu dwa tygodnie po operacji, trochę się bałam poruszać po terenie, gdzie wszyscy się znali, dużo wiedzieli o swoich problemach a ja jak ten słoń w składzie porcelany poruszałam się ciężko pytając o tak oczywiste i przyziemne sprawy ż az mi głupio było....Życzliwość, szacunek, ciepło forumowiczek sprawiło, że zostałam to na długo. PRzeżywalam z Wami wiele wspaniałych, zabawnych chwil, smutków tych malych, codziennych i prawdziwych tragedii...Niestety nie ominął mnie też w tym czasie wielki dramat w postaci smierci bratowej, która walczyla tak bardzo i tak bardzo chciala żyć, ale ktos zdecydował inaczej i nie ma Jej juz wśród nas. Wiele chorób przetoczyło sie tez przez moją rodzinę ale był tez fantastyczny moment kiedy córka oddała szpik swojemy bliźniakowi genetycznemu zza granicy. Rok niesamowity po prostu. Teraz czuje się dobrze i wiem i doceniam to bo nie wszystkie dziewczyny które przeszły tę samą operację mogą to samo powiedzieć.Miałam szczęście, że trafiłam na lekarza( przysstojnego jak diabli), który w końcu potraktowal mnie jak należy, spotkałam Was i otzrymałm ogromne wsparcie zarówno tu jak i w swojej rodzinie. I wiem, że nic nie może wiecznie trwać a zdrowie jest tak ulotne, leki które przyjmuję mogą narobić wiele złego w moim ciele ale z perspektywy tego czasu powiem nie żałuję, warto było i Wam bardzo dziękuję.
Olikkowi, Mariatydzie, Julci, Bulbi, Tessuni,Karmaguli Eli, Iwon, Wikiam, które od poczatku prowadziły mnie za rekę.
Roszpunce, która tak wiele mi wytłumaczyła i była taka cierpliwa i jest mi strasznie żal, że jej juz tak długo tutaj nie ma I dziekuję też wszystki innym dziewczynom, kórych nie wymieniłam ale wiem, ze tu jesteście i zawsze na Was mogę liczyć
I nie obawiajcie się, albo nie martwcie, to nie pożegnanie tylko podsumowanie i tak trochę chaotyczne ale na pewno wiecie o co mi chodzi. pewnie to wytarty slogan, ale gdyby ni opracja to nie poznałabym Was i nie zyskała tak wielu przyjaciólek. Pewnie, fajniej byłoby sie poznać w parku , kinie lub na łące ale....nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Dziekuję!!!!!!!!!!!