Witajcie.
Mąż miał już 14 dni opieki nade mną po porodzie - wykorzystał je, jak byłam w szpitalu. Też mi go było bardzo żal, że zamiast spędzać razem czas z dziećmi, "przyzwyczajać się" do nowej sytuacji (noworodek) on musiał przez ten czas sam zajmować się trójką. Pamiętam jego niewyspany i smutny głos przez telefon. Był wyczerpany
A mnie bolało i nawet nie umiałam go pocieszyć. Lepiej już było, jak dochodziłam do siebie po operacji, odetchnął z ulgą, że żyję i wracam do zdrowia. Teraz zastanawia się, czy latem nie wziąć trochę dni urlopu. Miał jechać na wakacje ze starszymi synami, ale chyba będziemy musieli sobie w tym roku darować, bo ja jeszcze będę słabiutka i nie ogarnę małej przez 24/7.
Wczoraj sobie wreszcie dokładnie i szczerze omówiliśmy mój stan i tego, co będzie po. Powiedziałam, że na razie abstynencja seksualna obowiązuje mnie przez 7 tygodni, no ale są inne formy sprawiania sobie przyjemności
Z antykoncepcją też w sumie doszliśmy do wniosku, że będzie teraz łatwiej, bo ja się wkładek bałam (no właśnie, ten paskudny sznureczek.. No i Mirena jest cholernie droga, a słyszałam, że potrafi wypadać, albo ciąża i tak mogłaby się pojawic, na zwykłą miedziankę bym się nie zdecydowała ze względów moralnych), hormony mi nie służyły, a wazektomia to pewnie bylaby dla męża traumatycznym przeżyciem. No a teraz wszystko to odpadło, no i nie będę miała "trudnych dni", kiefy to często padałam z bólu i krwawienia.
Tak więc najważniejsze, że mąż mnie wspiera.
Przeszłam się dziś z najstarszym synem na zakończenie roku szkolnego. On pięknie ubrany na galowo, a ja... w dresiakach. Jedyne w sumie przewiewne spodnie i nie uciskające w pasie, jakie mam, to dresy. A wolę wietrzyć i nie ściskać tej rany. Reszta matek też ładnie ubrana, a ja jak bym prosto z aerobiku wyszła
No ale nie będę się wszystkim tłumaczyć i nie będę się wstydzić, po prostu jestem po ciężkiej operacji i musiałam tak się ubrać. Kto wie o operacji, ten wie, nie będę rozgłaszać wszem i wobec.
Trochę się zmęczyłam na tym apelu w szkole, ale w domu odpoczywałam. Moi rodzice dzisiaj przyjechali i zajęli się młodszymi dziećmi. Jestem im wdzięczna.
Boli mnie już mniej, jedynie jeden Nurofen łyknęłam przed spacerem.
Psychicznie na razie okej, ale muszę się przejś do psychiatry, ustalić dalszy tok leczenia, bo tabletki mi służą, ale trzeba znaleźć dobrego psychologa, który pomoże mi przez to wszystko przejść. Przy pierwszym porodzie nabawiłam się PTSD, ciągnie się za mną to do dzisiaj, byłam źle diagnozowana, albo złą techniką prowadzona, w sumie jestem trudnym psychicznym przypadkiem. Pomaga mi myśl, że mnie Bóg po prostu stworzył taką w jakimś celu, wrażliwą, ze złożonym mózgiem; maluję obrazy, zachwycam się przyrodą, komponowałam nawet kiedyś muzykę, jestem strasznie empatyczna i wszystko głęboko przeżywam, nawet jak tylko przeczytam smutną linijkę w internecie. Jakiś cel mojego bycia tutaj musi być...
PS. pytanie techniczne. Jak ustawiacie sobie avatary (obrazki) pod nickami?