Aguha, wielkie dzięki za Twojego posta - był bardzo mądry, nie napisałaś nic okrutnego
Olikkk - Tobie też dziękuję za pomoc, wsparcie i kontakt z dziewczynami, aby szybciutko się odezwały
WSZYSTKIE jesteście cudowne
Ostatnio zauważyłam, że te ciężkie choroby bardzo zmieniają ludzi. I tych chorych. Ale też ich rodziny...
I często są to zmiany na lepsze.
Moi rodzice rozstali się (rozwód) 28 lat temu. Miesiąc po ich rozwodzie urodził się mój młodszy brat. Moi rodzice nienawidzili się potwornie po rozwodzie, chociaż każde z nich ułożyło sobie życie z nowymi partnerami. Od dnia rozwodu nie widzieli się i nawet ważne uroczystości nie były wstanie sprawić, żeby się na nich zgodzili wspólnie pojawić. Nie było ich na moim ślubie, chrzcie i komunii synka. Mój młodszy brat nigdy nie widział ich razem...Rodzina była potwornie skłócona z wielu powodów, których nie ma sensu wymieniać.
Gdy dowiedziałam się o raku mamy postanowiłam urządzić wigilię w moim domu - zaprosiłam wszystkich skłóconych - rodziców, braci z rodzinami. Było nas razem 13 osób. Cały grudzień był dla mnie potwornie stresujący - nie dość, że pierwszy raz organizowałam święta, to jeszcze strach, jak one wypadną w tym składzie mnie po prostu paraliżował. Słuchajcie - to były najlepsze święta mojego życia
. Moi rodzice wspominali dawne dobre chwile, młodsze pokolenie kolędowało, mój młodszy brat miał łzy w oczach widząc swych rodziców razem, rozmawiających ze sobą, śmiejących się. To był wieczór cudów. I te cuda trwają nadal. Posklejały się pourywane kontakty, ustały dawne spory, dbamy o siebie nawzajem...
Mam wielką nadzieję, że ta passa będzie trwała nadal i głęboko wierzę, że nawet ze zła może powstać dobro.
Nie mam pojęcia co oznaczają setki buziek po prawej (znam zaledwie kilka
, ale słownie chcę Wam przekazać setki kwiatów, serduszek, uśmiechniętych buziek w podziękowaniu za to, jak zostałam na tym forum przez Was przyjęta:)