Witam Syrenki,
Nie pisałam, bo nadal czekamy na wyniki konsylium.
Mama odebrała wynik TK i RTG, nie ma tam nic niepokojącego. W ubiegłym tygodniu odbyło się konsylium, nawet nie wiemy, jacy lekarze brali w nim udział i jakie są wnioski, kompletnie nic
Mama wydzwania do pani koordynator onkologicznej i uzyskała informację, że nie można na razie ze szpitala odebrać tych dokumentów, bo ktoś, kogo wymagany jest podpis jest na razie nieobecny. Katastrofa, takie czekanie to tortura dla całej rodziny, a zwłaszcza dla mamy. Szczerze mówiąc całkiem inaczej sobie to wyobrażałam to konsylium, myślałam, że to coś w rodzaju wizyty u lekarza, że można porozmawiać, uzyskać jakiekolwiek informacje, a tu wszystko odbywa się poza nami...
Nie wiemy, czy będzie chemia, operacja, cokolwiek.
Poza tym pani koordynator umówiła mamę na wizytę u onkologa w szpitalu w mieście wojewódzkim, ale dopiero na koniec lutego. Nie udzieliła nawet informacji o nazwisku tego lekarza.
Mama sama "wydzwoniła" sobie wizytę na NFZ w innym szpitalu onkologicznym na 5.02 i jest zdenerwowana na takie dziwne działanie tej koordynatorki.
Prywatnie idziemy jeszcze do onkologa w środę, mam nadzieję, że ktoś wreszcie z nami coś więcej porozmawia.
Nie wiem, czy Panie też się zetknęły z takim pozostawieniem samemu sobie i kiepskim przepływem informacji, czy ten nasz szpital taki dziwny. Cierpliwie czekamy, dzwonimy po informacje i nie jesteśmy roszczeniowe, ale serio, odnosze wrażenie, że nas olewają
(
Pozdrawiam