Byłam dzisiaj u onkologa.Pani doktor spóźniła sie i opóźnienie kolejki wynosiło 2 godziny. Co się nasłuchałam w tym czasie to nawet nie będę opowiadała.Jestem przygnębiona tymi opowieściami bo kolejny raz uświadomiłam sobie jak szerzy się rak i jak bardzo choroby onkologiczne są nieprzewidywalne.
Dzisiejsza wizyta była skutkiem wykonanej rok temu mammografii-po prostu potrzebowałam skierowanie na USG piersi.Lekarka zbadała mnie i wypisała skierowanie na USG piersi.
Zapytałam lekarki jak sprawa plastrów hormonalnych wygląda z punktu widzenia onkologii.Operację usunięcia macicy miałam w 2010r. Plastry kleje od dnia wyjścia ze szpitala. Dodatkowo dostaję eutyrox z powodu niedoczynności tarczycy. (wiadomo,ze będę go brała do końca życia).
Otóż lekarka powiedziała,ze plastry takie,że względu na zagrożenie rakiem piersi winnam brać nie dłużej jak 5 lat.. Wyraźnie to podkreśliła, iż po upływie tego okresu powinno następować powolne wycofywanie się z terapi HTZ.
Opisywałam Wam kiedyś próby zmniejszenia klejonych plastrów, kleiłam połówki plastra ,jednak musiałam wrócić do całego plastra, gdyż źle się czułam.
Jakie są wasze doświadczenia w tej materii??
Co o tym sądzicie?
Co mówią Wasi ginekolodzy? Jak długo macie klieć plastry? Rozmawiacie z nimi na ten temat?
Czy któraś z Was kleiła tylko rok albo dwa?
Czy przed odstawieniem terapii powinno się wykonać jakieś badania? Jakie?
Oczywiście przy okazji porozmawiam o tym z moim ginekologiem ale czekam na Wasze spostrzeżenia i uwagi.
W uzupełnieniu napisze jeszcze ,ze aby dostać się na USG piersi, musiałam wpisać się na listę osób oczekujących....mam nr 308 i w tym roku według zapewnień rejestratorki nie dostane sie na badanie. Dobrze,że nie potrzebuję wykonać badania szybko (mam liczne torbiele i takie tam w piersiach-pewnie jak większość). Ech..... trzeba mieć zdrowie aby móc się leczyć....