przez CichoSza » 5 mar 2024, o 14:34
Ja opieram swoje wywody na faktach naukowych i wiedzy na temat tego konkretnego nowotworu. Staram się pokazywać dziewczynom, że można mieć zarówno pozytywne, jak i racjonalne podejście do swojej choroby. Moje wypowiedzi mogą niekiedy wydawać się ostre, ale chcę w ten sposób pokazać, że czasami jedno niefortunnie rzucone słowo może bardzo skrzywdzić zarówno samych chorych, jak i ich bliskich.
Moje podejście ma też swoje korzenie w tym, że ja na początku swojej drogi spotykałam głównie osoby, które albo mówiły mi "Na pewno nie masz raka, kobiety w twoim wieku nie chorują, nie wymyślaj i nie nakręcaj się, jesteś zdrowa! Ja mam raka, ale ty na sto procent nie masz", albo "No masz raka wykrytego we wczesnym stadium. To w sumie jakbyś go nie miała! Jesteś zdrowiutka! Nikt cię nawet nie będzie operował, bo raka w tym stadium leczy się farmakologicznie. Za tydzień w ogóle zapomnisz, że otrzymałaś taką diagnozę! Ciesz się, że nie jesteś mną, bo wiesz, ja to miałam gorzej...". Te osoby w ogóle nie pomogły mi przygotować się na to, co mnie czeka. Ja cały czas uparcie wierzyłam, że jest dobrze, i nie traktowałam swojej choroby poważnie. Nie wiedziałam, jakie badania należy wykonać i na jakiej podstawie ustala się rokowania. Wiesz, gdzie były te osoby, kiedy okazało się, że jednak mam raka i że pomimo wczesnego stadium zaawansowania choroby sytuacja może być poważna? Magicznie znikły z mojego życia, nagle przestały się odzywać i ciągle wypytywać, czy coś już wiadomo. Po prostu odeszły, zostawiając mnie samą ze złamanym sercem. Przestałam być im już potrzebna, bo najwidoczniej to moją rolą miało być okazywanie współczucia i pocieszanie, a w drugą stronę to miało nie działać. Pewnie też było im głupio - nie usłyszałam jednak żadnego "Przepraszam". Dlatego postanowiłam sobie, że będę wspierać kobiety już od momentu diagnozowania się i będę przekazywać wiedzę, a nie emocje. Ja przez ciągłe słuchanie, że sobie wkręcam chorobę i mam się nie przejmować, bo inni mają gorzej, musiałam skorzystać z pomocy psychoonkologa, który potwierdził, że padłam ofiarą wyjątkowo toksycznego zachowania. Dlatego teraz nie dam się też zastraszyć, że być może właśnie zdołowałam kogoś, kto ma raka we wczesnym stadium i zaczął mieć wątpliwości, czy wyjdzie z choroby. Napiszę inaczej: jeżeli te wątpliwości sprawią, że dana osoba zainteresuje się wykonaniem badań molekularnych, to być może właśnie uratowałam jej życie.
Wielokrotnie też już pisałam, że bardzo doceniam wartość pozytywnego nastawienia. Osobiście jestem zwolenniczką podejścia "Nie przejmuj się problemem, którego nie ma", czyli dopóki nie otrzymujemy określonej diagnozy, to nie uznajemy, że ją mamy. Nie oznacza to, że nie mamy prawa się przejmować czy dopuszczać do siebie myśli, że coś jest nie tak (bo skoro się diagnozujemy, to coś już najczęściej jest nie tak, choć niekoniecznie musi to być nowotwór złośliwy). Po diagnozie musimy mieć przestrzeń na przeżycie swoistej żałoby po utraconym zdrowiu i odmawianie komuś takiego prawa (a to widzę akurat notorycznie) jest bardzo nie w porządku względem osoby chorej. Mam w planach ukończenie studiów psychologicznych i zrobienie podyplomówki z psychoonkologii, chciałabym wspierać osoby diagnozujące się i chore na pełen etat. I wierzę, że jeśli wyjdę z choroby, to mi się to uda.
Tym postem pragnę zakończyć ten temat i mam nadzieję, że teraz rozumiesz już, o co mi chodzi, ASAJ75, i zrozumiesz, że mam na uwadze przede wszystkim dobro danej osoby i nikogo nie zamierzam dołować ani niczego mu wmawiać.
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine bright and it's nice and wide
It's so magical all you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no
So come on now, open wide, open up now
Don't you think it's time
(Patrick Wolf)