Marzenko,
tym "chlup" mnie załatwiłaś, pozytywnie rzecz jasna. Zachciało mi się śmiać i nawet uśmiechnęłam się w duchu
, a ostatnio nic nie jest w stanie mnie rozśmieszyć
choć to w praktyce mało śmieszne.
O torbielach też się naczytałam, także świadomość, że jajniki zostają nie daje mi przesadnego komfortu, bo mogą być tego konsekwencje, nawet operacyjne. Dodatkowo w wielu przypadkach one i tak przestają pracować, mimo że ukrwienie mają nie tylko od strony macicy. Forum na histersisters jest pełne takich doświadczeń. Spotkałam się z wyjaśnieniem, że to właśnie macica synchronizuje pracę jajników i bez niej one nie wiedzą, który ma w danym miesiącu pracować. Także i tak mogło Cię dopaść, to przez co przeszłaś.
Znam dwie osoby z pozostawionymi jajnikami, 2-3 lata po i nie mają żadnych symptomów menopauzy, szczęściary. Jedna dwa lata po potrafiła na rowerze Szwecję objechać dookoła. Z tym że znając moje szczęście... ehhh. Bardzo nie chciałabym tak jak po usunięciu ósemki rozpaczać przez rok, co ja sobie najlepszego narobiłam. Wtedy nawet myślałam, że jakbym wiedziała co się stanie, to wolałabym usunąć siódemkę, której nie dało się naprawić z powodu ósemki. A teraz ból nerwu do końca życia.
Także cała ta sytuacja nadal jest dla mnie jak wybór między dżumą a cholerą...
Koleżanka mówi, że ze mną jest ten problem, że za dużo czytam, za dużo wiem. Jednak nie umiem inaczej, bo to czytanie uratowało mnie, kiedy po wycięciu desmoidu onkolodzy przepisali naświetlania. Nie zgodziłam się, bo wg dostępnej literatury te zmiany są na to zupełnie odporne. Dzięki tej decyzji ocaliłam jelita i właśnie jajniki. Już wtedy wpadłabym w menopauzę...
No więc głosik w głowie podszeptuje i kusi, wiesz operacja jest nieodwracalna, skutki nie do przewidzenia, daj sobie rok, jakoś przemęczysz z tym "chlup", przeprowadzisz syna przez ósmą klasę, a może się coś wyjaśni w tym czasie, może meno nadejdzie ;-)
Dziękuję za przytulasy. Ściskam również