Ciąg dalszy drogi pod górę z tym moim sanatorium.
We czwartek dzwoni do mnie miła pani z NFZ i pyta kiedy doślę to poprawione skierowanie. Oczywiście przeprosiłam, ale przecież już kilka tygodni temu lekarz sam miał je wysłać (tak obiecały panie z przychodni). A ja głupia codziennie zaglądam do skrzynki, naiwna istota ... Powiedziałam ,że pójdę do ośrodka i potrząsnę kim trzeba ... Pani na szczęście powiedziała, że jak tylko dostanę to skierowanie, mam ołówkiem napisać jej nazwisko a ona już będzie wiedziała co z tym dalej zrobić. Zapewniała mnie, że moje skierowanie zostanie przekwalifikowane i wszystko będzie ok.
Tak więc dzwonię do ośrodka, oczywiście żadna z pań nie wie o co chodzi (a jestem pewna , że wiedzą, bo są tylko 3 i przy wszystkich o tym moim skierowaniu rozmawiałam, tym bardziej, że było ono już 3 razy poprawiane). No ale powiedziałam, że skoro one nie wiedzą to żeby powiedziały lekarzowi moje nazwisko i pan doktor będzie wiedział o co chodzi. Dzisiaj dzwonię i pani na szczęście mówi, proszę przyjść skierowanie wypisane. Uffff, zasuwam po pracy i co ?! aż miałam chęć przekląć, mimo iż miały na brudno napisane (przeze mnie) jak ma to skierowanie wyglądać, oczywiście wypisane jest źle. Już nie będę opisywać o co tam chodziło, ale spierniczone w 2 miejscach. No i oczywiście odpowiedzialnej pani za wypisanie nie ma, będzie jutro. Pan doktor przeprasza, że tak się nie udaje to skierowanie, ale mam znowu jutro zadzwonić, bo już będzie pani Halinka czy inna Zosia ... podyktuję jej jak to ma wyglądać, on podpisze a później będę mogła je odebrać ale niestety nie jutro, bo jutro przychodnia czynna do 15, więc będzie to możliwe dopiero we czwartek.
No i powiedzcie, czy to jest normalne. Dobrze, że jestem zdrowa na nogi i nerwy ...