musisz miec wlasne ciuszki, przebierasz sie w szlafrok i pizamke(lepiej koszulke), przyjmuja cie na oddzial, daja lozeczko, mysle ze w tej sali bedziesz co ja bylam na koniec bo to jest taka tzw. sala przejsciowa. Potem w kolejnosci biora na zabieg. Nie wiem gdzie, ale chyba na jakas mala sale operacyjna bo w zabiegowym jest za malo miejsca, i nie wiem od czego to zalezy, ale albo ze 2 godziny polezysz na pooperacyjnej albo przywioza cie z powrotem na ta sale (przy mnie dwie kobitki mialy zabieg, jedna wrocila od razu na sale a druga po dwoch godzinach-nie wiem dlaczego moze dlatego ze ta co wrocila, to miala chyba 25 lat i byla z mama , mama czekala kolo lozka, a straszny problem tego dnia mieli z miejscami) . a ta druga babka wrocila po 2 godzinach tylko salowa przyszla i jej telefon zaniosla.
a wieczorkiem poszly obie do domu. dziwnie to bylo bo bardzo dlugo musialy sie prosic o wypis, lekarz byl zajety, a to porod a to cesarka i chyba grubo po 20 ej wyszly dopiero.
ale zawyczaj wszedzie jest podobnie.
poprzednio lyzeczkowanie mialam na madalinskiego, to rano poszlam na oddzial, tez z wlasnymi ciuszkami, potem wezwali mnie na przeciwko tam jest taka duza sala zabiegowa, najpierw przy biurku jeszcze kontynuacja papierologii, potem na samolot (dobrze ze ktoras mi przykryla moja myszke
), a potem dopiero mi zakladali wenflon z ktorym byl ogromny problem. po wybudzeniu przewiezli mnie na moje lozeczko, kazali sie przesunac z wozka na lozko i tyle. a po poludniu przyszedl lekarz zapytal sie jak sie czuje, czy wstawalam juz i ze moge isc do domu, ale ze mnie strasznie glowa bolala zapytal sie czy chce do rana zostac-nie chcialam. i tyle.
nie ma sie czego bac.