Kochae kobietki... Takiego szlochu, jak usłyszałam wczoraj w telefonie, to chyba w zyciu nie słyszałam... dzwoniła córka pani Danusi. Mama ma przerzuty
. Miednica, brzuch cały sie "świeci" na PECIE, węzły chłonne pachwinowe... Dwa tygodnie temu miała robione markery nowotworowe i były w normie, niepodwyższone, wszystko ok., czy sciutko. Cholerstwo sie rozsiało w ciagu 2 tyg..
. Chora miałą mieć tylko radioterapię, ale w obecnej sytuacji zadecydowano o 6ciu kursach najsilniejszej chemii i dopiero potem radio, jeśli zmiany się wchłoną trochę/ zmniejszą...
Nie wiem, co robic? jak pomóc tej przerażonej młodej dziewczynie, która dzwoni do mnie z krzykiem, płaczem, wręcz wyciem.... Podchodze do problemu mniej emocjonalnie, jak ona i wiem, co oznaczają takie zmiany...
Monika ( córka pani Danusi) chce napierać na operacje, na usunięcia węzłów zajętych przez nowotwór ( jeden jest podobno szczególnie okazały), wierzy, że to pomoże... Ja już sama nie wiem. Kobiecina jest dopiero 8 tyg. po poważnej operacji wycięcia macicy, jajników, jajowodów, szyjki i okolicznych węzłów. Rak zaatakował to, co zostało.
Żeby było weselej i chyba trudniej to wszytsko znosić, pani danusia czuje sie rewelacyjnie. Dużo odpoczywa, ma apetyt, chodzi na spacery, mówi, zę wie, ze żyje...
I teraz dylemat - mówić jej jaki jest stan, czy nie? Monika sie obawia, że jesli mama dowie sie prawdy, to załamie sie i odpuści walkę... Pani Danusia wie tylko tyle, że miała guza, usunęli i, co prada był złośliwy, ale wszystko jest już ok. i będzie dobrze. czeka na radioterapię, cieszy sie, ze chemii nie będzie. Jednoczesnie jest świadoma, że jesli lekarze zaordynowaliby chemię, to to oznacza, ze sa przerzuty... Monika sama bierze wszystko na klatę. Ojcu nie powie, bo tatuś szanowny wykończyłby matkę szybciej niż nowotwór, siedząc przy łózku i żegnając się z żoną, mówiąc jej jakie sa statystyki umieralności i pozbawiając jakichkolwiek złudzeń. Bratu nie powie, bo jest "nadwrazliwy" - na samą informację w kwietniu, ze ukochana matka ma nowotwór, dostawał histerii, mdlał, płakał, tracił przytomność kilka razy dziennie...
BEz sensu
. A ilez ta dziewczyna sama moze znieść? ma męża, fakt i na razie ją wspiera, ale osobiscie nie mam zaufanie do tego typa i nie podoba mi się charakter tego człwoieka. Nie wiem, na ile Monika będzie mogła na niego lcizyć.... Jest 200 km stąd, sama, ze świadomoscią umierającej matki ...
Czy w ogóle można jakos pomóc ???/
Czy uażacie, ze chemia i radioterapia moze powstrzymac rozsiew tego dziadostwa???/ Tak realnie - jestem dla nich obca osobą, podchodze mniej emocjonalnie, może będzie mi łatwiej pokierować ich działaniami. Na razie błądza w chaosie