Jestem
Wróciłam dopiero wczoraj o godz.19.Lekarz,który mnie operował w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym powiedział,że operacja przebiegła bez żadnych powikłań ,wprost książkowo.Oprócz wszystkich kobiecych usunięto mi wyrostek i 7 węzłów chłonnych.Znieczulenie przed operacją do kręgosłupa i też obyło się bez przygód.W pierwszej dobie po zabiegu poprosiłam o odłączenie pompy podającej lek p/bólowy ,bo raz że rurka ogranicza w chodzeniu ,a dwa że miałam wrażenie słabego działania i wolałam p/ból dożylnie lub domięśniowo.Zresztą od 3 doby nie brałam już nic na ból ,bo zczaiłam się ,że oprócz szalejących jelit i nieco ciągnących szwów nic mi nie dokucza.Starałam się dużo chodzić ,chociaż tak jak pisałyście-cały czas odczuwa się niemoc i już mój motorek w tyłku nie chciał odpalić
Z wielkim niepokojem czekałam na objawy wypadowe,ale na razie jeszcze cisza;jedynie pociłam się między nogami i w wewn.części ud.
Wczoraj od godz.13 czekałam ze ściśniętym żołądkiem,bo odbywało się konsylium lekarskie i wiedziałam ,że mój wynik hist.dotarł.O 15:30 przyszła sekretarka med.z wypisem ,wynikiem i skierowaniem do poradni ginek.-onkologicznej.Lekarze byli już tak padnięci,że rozeszli się do domów,został tylko jeden.I wtedy zaczęłam mieć najczarniejsze myśli.Szybko się jednak ogarnęłam i powiedziałam mężowi ,ze nie odpuszczę i pójdę do tego lekarza,żeby cokolwiek mi powiedział,bo jeśli jest źle ,to chcę płakać z rozpaczy a nie z niepewności(o dobrym wyniku raczej już nie myślałam).Okazało się,że był na konsylium ,przejrzał mój wynik jeszcze raz i potwierdził ,że rak był rzeczywiście złośliwy ,ale oprócz macicy nie udało mu się nigdzie wydostać,więc leczenia jako takiego nie będzie-ani chemii ani radioterapii czy jakichkolwiek leków.Powiedział coś o A1 czy B1 .Obserwacja i kontrole do końca życia w poradni,ale to dokładniej powie mi pani doktor,do której się mam zarejestrować.
Kiedy wyszłam od niego ,miałam wrażenie ,że cały stres ,napięcie ,jakie nosiłam w sobie zaczęło się ze mnie momentalnie wydostawać,płakałam ze szczęścia ,ale przeplatało to się i ze smutkiem i żalem i wieloma innymi emocjami.Mąż płakał ,ja płakałam i tak staliśmy na tym wielkim korytarzu w objęciach.Potem od razu zadzwoniłam do córki.Gdy wracaliśmy samochodem ,to co chwilę łzy mi leciały i nie mogłam do nikogo dzwonić ,więc sms-y wysyłałam.
Dziewczyny moje kochane,NIGDY w życiu nie otrzymałam takiego wsparcia od wielu ludzi ,jak w sytuacji tej choroby.I od WAS i do innych,od których nigdy nie spodziewałabym się ....Mam wrażenie ,ze to traumatyczne przeżycie dało mi też pozytywne efekty,inne spojrzenie na ludzi.ale o tym i o innych sprawach napiszę póżniej ,bo długo siedzieć nie mogę
BARDZO BARDZO BARDZO dziękuję Wam za ciepłe fluidy,które słałyście mi ,nie znając mnie osobiście.Za ogrom mądrych rad,doświadczeń,które zawarłyście na tym forum.Dzięki temu naprawdę łatwiej mi było przejść trudne chwile