Dzień dobry Syrenki
Przede wszystkim chciałam się z Wami przywitać. Podczytuję Wasze wątki od dłuższego czasu i niektóre z Was znam już całkiem dobrze
Ujęłyście mnie swoją życzliwością, walecznością, empatią, wiedzą, poczuciem humoru.
Moja historia jest podobna do Waszej. Najpierw wizyta u ginekologa, usg, skierowanie na łyżeczkowanie ze słowami "może to taka pani uroda". Półtora miesiąca uspokojona czekałam na zabieg. Po łyżeczkowaniu wynik rak niskozróżnicowany. W tym momencie wciągnął mnie wir życia. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Od diagnozy do operacji minęło 13 dni. Operację miałam wykonaną 22 grudnia, laparoskopowo. Ze szpitala wyszłam 24 grudnia. Na święta. Cudowny prezent bożonarodzeniowy
W poniedziałek byłam na komisji, dostałam wynik histopatologiczny. Od tego momentu zaczęłam się naprawdę bać. Rak G3, figo II, LVSI+, węzły chłonne (wycięte tylko 4, biodrowe) czyste. W pakiecie skierowania na brachyterapię i radioterapię. Bez chemioterapii, chociaż próbowałam ją wynegocjować
W piątek idę do lekarza żeby ustalić szczegóły. Nie wiem czego się spodziewać na tej pierwszej wizycie. Po operacji czuję się dobrze, wszystko ładnie się goi. Teraz bardzo bym chciała jak najszybciej zacząć dalsze leczenie ale mam jeszcze małe strupki. Gdzieś czytałam, że trzeba poczekać aż wszystko wygoi się do końca... Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. Kiedyś czytałam, że trzeba się nauczyć żyć z chorobą. Święte słowa
Pozdrawiam Was serdecznie
Gonia