Witaj Heleno,
bardzo dobrze rozumiem Twoje obawy co do samej operacji, a jeszcze do tego w kontekście bycia puszystą. Sama mam wiele kilogramów za dużo (mniej więcej przeciętnej wielkości worek cementu). Przed swoją operacją martwiłam się o ewentualne komplikacje z tego powodu, ale ponieważ miałam już zdiagnozowanego raka (po wcześniejszej histeroskopii), koniecznie chciałam się go jak naszybciej pozbyć i bardziej niż otyłością martwiłam się tym, co się może okazać później. Wtedy, przed tą operacją zebrałam w sobie jakąś siłę (o którą bym siebie nie podejrzewała), i pewność, że będzie dobrze, że będę przecież w rękach fachowców, którzy na stole operacyjnym mieli już niejedną grubą babę. Tłumaczyłam sobie, że ja znam się na tym, co ja robię, a lekarze na tym, co oni robią. Bałam się też trochę o to, jak się wszystko będzie goić, miałam obawy, że ze względu na niemłody już wiek może jakoś gorzej, niż u innych. Szłam na operację z lękiem, ale też z dużym zaufaniem. Wszystkie moje obawy, jak się okazało potem, były na wyrost. Przed operacją powiedziano mi, że ze względu na tuszę najprawdopodobniej będę mieć cięcie, tymczasem już po operacji okazało się, że można ją było wykonać laparoskopowo. Poradziłam sobie z "przywracaniem mnie do pionu" nie gorzej, niż znacznie młodsze i szczuplejsze ode mnie pacjentki, goiło się jak należy i dość szybkoi bez komplikacji wróciłam do formy. Oczywiście, na początku moja aktywność była ograniczona - łóżko, toaleta, korytarz, łożko, korytarz, toaleta, łóżko, po kilku dniach wyszłam do ogródka przyszpitalnego. Po schodach, bo nie mogłam znaleźć windy
. 2 i pół miesiąca po operacji (po zwolnieniu szczęśliwie mogłam być jeszcze na urlopie) wróciłam do pracy.
Mam nadzieję, że i Ty, Heleno że znajdziesz się w najlepszych rękach i przejdziesz swoją operację tak dobrze, jak ja swoją .
Pozdrawiam Cię serdecznie
Trzymaj się