Witajcie dziewczyny!
Z jednej strony przykro mi trochę, że się tu znalazłam (pewnie żadna z nas by nie chciała), z drugiej mam nadzieję, że pomożecie mi przetrwać ten trudny czas...
Moja historia zaczęła się w 2003r. Okazało się wtedy (miałam 23 lata), że mam duże mięśniaki. Szybka decyzja jednego lekarza - operacja, a później jak najszybciej ciąża. Miesiąc po diagnozie byłam już po wyłuszczeniu 3 mięśniaków, największy miał 7.5 cm średnicy. Minęło parę lat, poszłam na kolejne kontrolne usg i szok - znowu są mięśniaki - po 4 latach!. Szok, niedowierzanie. Nie chcieli robić, operacji, bo istniało niebezpieczeństwo, że nie da się uratować macicy albo będzie dziurawa jak sito. W 2008r. zaszłam w ciążę, w 2009r. przez cc przyszedł na świat mój synek.
I przez te 8 lat było dobrze. No, powiedzmy, że dobrze. Anemia, ucisk na pęcherz, obfite miesiączki, od wielu lat używam tylko wkładek urologicznych, bo zwykłe podpaski nie dają rady. Ale brałam żelazo i jakoś funkcjonowałam. Bajka skończyła się w styczniu tego roku. Z miesiąca na miesiąc moje miesiączki są coraz bardziej obfite. Przez 2, czasem 3 dni jestem uziemiona w domu, bo muszę być blisko łazienki. W nocy czasem muszę wstawać co 2 godziny
Jak widzę krew, to mam ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie. Jestem przerażona, tym, co się ze mną dzieje. W kwietniu poszłam do ginekologa, który był polecany jako dobry lekarz, operator itp. Byłam na 2 wizytach, nie zrobił nawet usg. Po tym jak pewnej majowej nocy chciałam dzwonić po pogotowie, przypisał mi Cyclonaminę (na moją prośbę) i skierował na łyżeczkowanie. W wypisie jest napisane, że przeprowadzili łyżeczkowanie i histeroskopię diagnostyczną. Niestety, mimo obietnic, nie robił tego wspomniany doktor, więc nie wiem na 100% co mi zrobili. Zabieg wykonywały 2 lekarki i jak spytałam jedną z nich jak poszło, powiedziała, że nie było co skrobać. A to było tydzień przed okresem... Po zabiegu miałam plamienia i niekończącą się miesiączkę.Pomogła Cyclonamina. Przy odbiorze wynikow hp pan doktor powiedział, że nie wie co ze mną zrobić...
W lipcu postanowiłam skonsultować się z jeszcze jednym lekarzem. Wybrałam panią doktor w zachodniopomorskim, bo tam mieszkają moi rodzice i tam nie trzeba długo czekać na operację (np. w Gdańsku w kwietniu br. termin wyznaczyli ma na marzec 2018r.) Doktor powiedziała, ze jeżeli nie chcę już mieć dzieci, to pozostaje amputacja trzonu. Zapomniałam dopisać, ze takie samo wyjście zaproponowała inna lekarka w ub. roku gdy jeszcze nie miałam krwotocznych miesiączek. Z kolei moj dawny lekarz (po ślubie przeprowadziłam się z zachodniopomorskiego do pomorskiego i stąd te moje wędrówki po lekarzach) powiedział, żebym się wstrzymała, bo jajniki po takiej operacji będą słabiej ukrwione i szybciej stracą swoje funkcje (ale to tez opinia z ub. roku). Żeby się upewnić w tej decyzji pojechałam jeszcze do Łodzi, do polecanego (...........), specjalisty od duzych miesniakow. Wybadał mi dwa ok 7 cm na przedniej scianie macicy i powiedział, że jest 20% szans na jej uratowanie. Jednak on by zalecał mimo wszystko usuniecie całej macicy, ze względu na to, że mięśniaki mi odrosły i na pewno odrosną (to paskudztwo miała tez moja mama i babcia). I ze po operacji moze wygladac jak ogorek kiszony i miesiączki będą tak bolesne, że znowu wrócę na stół
Zapomniałam dodać, że w 2013r. miałam laparoskopię zwiadowczą ze względu na podwyższony marker Ca 125. Już wtedy ordynator zapytał czemu nie chciałam usunąć macicy, która wygląda jak worek z ziemniakami.
Tak w skrócie wygląda moja historia. Bardzo ale to bardzo boję się operacji. Ale boję się też nadchodzącej miesiączki, bo to co miesiąc jest jedna wielka niewiadoma i niestety nie jest lepiej
Z jednej strony chciałabym mieć już spokój, bo jak widzę krew, to zaczynają mi się trząść ręce ale z drugiej strony bardzo się boję. Operacji, bólu po niej i możliwych konsekwencji. Okazało się, że znam kilka kobiet, które są po takiej operacji i mają się całkiem dobrze. Jednak większość z nich miała operację już po menopauzie. A ja mam 38 lat i jeszcze z 10 lat do meno. Szkoda mi tej mojej macicy, bo roznych rzeczy sie naczytałam jakie funkcje pełni w organizmie ale z drugiej strony chyba nie mam innego wyjścia. Albo może nie trafiłam do tej pory na odpowiedniego lekarza? Bo mam wrazenie, że jak słyszą, ze nie chce miec juz wiecej dzieci, to mnie olewają. Tak sie nie uda uratowac macicy ale jakbym chciała dziecka, to sie jeszcze da? Nie mam pojecia. A z powtornego macierzynstwa zrezygnowałam min, własnie ze wzgledu na miesniaki. Pierwsza ciaza była książkowa, nie chciałam kusić drugi raz losu, tym bardziej, ze miesniakow przybyło.
Tak sobie myslę, że może trzeba by było usunąć takie, które powodują nadmierne krwawienie (podsurowicówkowe) a resztę zostawić? Może by przetrwały do menopauzy. Chociaż z drugiej strony nie jest zbyt fajne noszenie guzow w brzuchu, ty bardziej, ze macica ma wymiary 10-12 tyg. ciąży.
Do szpitala mam się stawić 4 października, więc pewnie operacja będzie 5. Może ktoraś z Was ma podobne przezycia, doświadczenia. Może coś mi podpowiecie? Będę bardzo wdzięczna.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie przekroczyłam limitu tekstu