No to ja też jeszcze raz się wypowiem, bo w "temacie bólowym" to ja mam sporo do powiedzenia
Aż sobie weszłam na stare gazetowe forum, bo pamiętam, że pisałam tam coś, co wyczytałam na temat rozpuszczania się szwów. Znalazłam i wklejam:
Co do rozpuszczania szwów, to wyczytałam, że może to trwać od dwóch do dziesięciu (!) miesięcy, więc zgaduj-zgadula! Uważam, że powinni nas uprzedzić w szpitalu, poinformować, jak i w jakim czasie ma następować to leczenie,
ustępowanie różnych dolegliwości, co się może dziać, jak to może być odczuwalne,No właśnie - mi też się wydawało, że to, co wówczas czułam, może wiązać się właśnie ze szwami, bo odbierałam to jako takie "puszczanie", "rozluźnianie" jakby właśnie coś mi się w środku "rozłaziło". Podobnie miałam ze dwa tygodnie po sanatorium, gdzie miałam zaaplikowane 10 tamponów borowinowych. Położna uprzedzała nas, że "tam w środku" tkanki mają się po nich porozciągać i uelastycznić, więc jakiś "ruch" musiał tam być.
Magoniu, co do jajników, to nie wiem, ja przed operacją też miałam podwójne "atrakcje" - raz podczas miesiączek, a dwa podczas owulacji, teraz praktycznie nic. Jajniki musiałabym odczuwać po bokach, tymczasem ból odczuwałam w samym środeczku dokładnie tam, gdzie była macica. I mam taką teorię, że skoro mam pozostawioną szyjkę, to może jest kwestia gojenia się jej kikuta, chociaż
Roszpunka pisała, że jest mało unerwiona i nie powinna boleć. Ale może rzeczywiście "coś jest na rzeczy" z jajnikami, a może jajowodami? W każdym razie,
Myszko, doskonale Cię rozumiem, bo też bardzo długo i często COŚ tam odczuwałam, co najmniej nieprzyjemnie, jeśli nie boleśnie.
A i kwestia miesiączek - też się skarżyłam, przynajmniej przez dwa pierwsze cykle po operacji miałam symboliczne plamienie, za to bolało jak dawniej i to dłużej - tak ze 3 dni przed i jeszcze ze 2 po zakończeniu. I też tak w samym środku najbardziej. Teraz dopiero mi odpuściło, tzn. nie jest tak, że nic nie czuję, ale da się bez środków p/ból.
No, szkoda wielka,
Mycha, że nie dasz rady dojechać w piątek, zawsze to lepiej pogadać, bo piszę i piszę... (zerkam trochę na film, a i synuś mi tu walczy z drukarką). Tak że widzisz, nie jesteś sama w tej swojej niedoli pooperacyjnej...
Napiszę jeszcze tylko to, co mi wielokrotnie dziewczyny tu pisały: CIERPLIWOŚCI! Czas leczy rany - dosłownie! A że u nas trwa to trochę dłużej... No cóż, bywa... Trzymaj się cieplutko!