no niestety.. poznałam osobiście Panią, która przez "troskę" lekarzy i przyświecającą im myśl przewodnią która brzmi "oszczędzamy co się da" zamiast jednej operacji miała 3 w ciągu jednego roku..
Spotkałam ją w przyszpitalnej przychodni, kiedy sama czekałam na ustalenie terminu mojej operacji, jak to w kolejce zaczęłyśmy rozmawiać.. kiedy okazało się że jest po operacji usunięcia trzonu, moje zainteresowanie wzrosło bo wiedziałam co mnie czeka, więc wypytywałam ją o sprawy praktyczne czyli jak szybko doszła do siebie itp...
operację miała rok temu wiosną, usunęli samą macicę zostawiając szyjkę.. trochę mnie zdziwiło ze względu na radykalne podejście mojej Pani dr, która powiedziała że nie ma się nad czym zastanawiać, nie ma sensu zostawiać czegoś co w przyszłości może być kłopotem, no poza jajnikami (oczywiście po ocenie śródoperacyjnej) w moim przypadku ze wzgl na mój wiek...
Wracając do Pani, czuła się świetnie, zabieg przeszła książkowo, doszła do siebie bardzo szybko.. ale w tym roku zrobiła cytologię, wyszło źle...
kwalifikacja do zabiegu usunięcia szyjki...
to była połowa maja, ja czekałam na termin ona miała mieć zabieg za tydzień
jakież było moje zdziwienie, kiedy trafiła do mnie na salę... w czerwcu..
pytam ją, czy coś się stało, czy zabieg przeniesiony z jakiegoś powodu...co ona tu robi, przecież miała mieć operację w maju, a jest połowa czerwca
otóż nie.. to był jej drugi zabieg w ciągu miesiąca.. bo za pierwszym razem w maju stwierdzili że szyjkę skrócą tylko!!!!
po czym w badaniu hispat okazało się, że rak przedinwazyjny zawędrował dość wysoko i trzeba jednak usunąć całość!!!!
nie potrafię pojąć toku rozumowania lekarzy, którzy zajmowali się jej przypadkiem
3 hospitalizacje w ciągu roku, 2 narkozy, ból, cierpienie, stres