Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Pomagamy Wam wygrać

Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez CichoSza » 16 mar 2024, o 15:25

Kochane Syrenki i przyszłe Syrenki,

po kilku miesiącach przebywania na forum postanowiłam w końcu opowiedzieć swoją historię. Będzie to opowieść nie tylko o mnie (tej dziewczynie, która lubiła tańczyć, pełna radości tak), ale również o strachu, błędnych decyzjach i uciekaniu przed tym, co nieuniknione - czyli tym, co w mniejszym lub większym stopniu towarzyszy chyba każdej z nas. Mam również nadzieję, że mój post pomoże kobietom, które są w trakcie diagnozy, przygotowują się do zostania Syrenkami lub przechodzą właśnie tę metamorfozę.

Zacznijmy zatem od początku. Możecie mówić mi CichoSza, mam 34 lata i przegrałam na loterii, wyciągając trefny los - zachorowałam na gruczolakoraka endometriodalnego trzonu macicy. Sama nie wiem, kiedy to się stało i jak długo trwa już moja choroba. Pierwsze niepokojące objawy zauważyłam w wieku 28 lat, kiedy pojawiły się krwawienia międzymiesiączkowe. Jako że cierpiałam na zaburzenia hormonalne (niedoczynność tarczycy, insulinooporność i zepsół policystycznych jajników), ginekolog dał mi skierowanie na badania do szpitala. W sumie byłam hospitalizowana z tego powodu dwa razy. Nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości, tomografia, USG i test ROMA książkowe. Usłyszałam, że to prawdopodobnie po prostu krwawienie czynnościowe wywołane już zdiagnozowanymi problemami hormonalnymi. Nie przeszkadzało mi to jakoś wybitnie w codziennym funkcjonowaniu, więc nie dociekałam. W końcu lekarze dali mi do zrozumienia, że taka moja uroda (obecnie uważam, to za jeden z najbardziej szkodliwych tekstów, jaki może usłyszeć kobieta, ale wtedy był mi on na rękę). Musicie wiedzieć, że nie cierpię lekarzy i szpitali, skręca mnie na samą myśl o wykonywaniu badań i diagnozowaniu się. W dodatku zawsze uważałam się za osobę względnie zdrową i nie pozwalałam, by cokolwiek mnie ograniczało. Nawet nie podejrzewałam, że moje dolegliwości mogą przeistoczyć się w coś groźnego. Przyjęłam to z niejaką ulgą również dlatego, że choruję na otyłość i w związku z tym niejednokrotnie spotykałam się z nieprzyjemnymi komentarzami ze strony lekarzy. Miałam wrażenie, że otyłość czyni mnie pacjentką, u której zawsze widać przyczynę choroby i jedyną możliwą metodę leczenia - przecież wystarczy jedynie troszkę mniej jeść i wysiąść przystanek wcześniej po powrocie z pracy, żeby zrobić sobie spacer. Zdarzało mi się słyszeć teksty typu "Pani nie jest na nic chora, pani jest po prostu gruba" (bez wykonania żadnych badań) czy "W Auschwitz nie było grubych ludzi, proszę wziąć się za siebie". Kiedy miałam kilkanaście lat, mojej mamie lekarz prowadzący w szpitalu powiedział, że nie ma sensu mnie dalej diagnozować, bo skoro nie chudnę, to oznacza, że mama przychodzi mnie dokarmiać (co oczywiście nie było prawdą). W naszym domu zawsze pilnowało się jedzenia, deser po obiedzie dostawaliśmy raz w tygodniu, jakieś chipsy i słone przekąski były raz na miesiąc. Byłam też bardzo aktywnym dzieckiem. Codziennie ćwiczyłam (zalecenia na skrzywienie kręgosłupa), jeździłam na rowerze, rolkach, spędzałam czas na placach zabaw. Latem potrafiłam chodzić na basen kilka razy w tygodniu. Mimo to od lekarzy zawsze słyszałam, że kłamię, i zalecali oni moim rodzicom wprowadzenie mi możliwie najmniej kalorycznych i najbardziej restrykcyjnych diet, skoro nic nie działa. Również już w wieku nastoletnim zaczęły pojawiać się u mnie torbiele na jajnikach. Urosły dwie duże torbiele czynnościowe (ok. 10 cm na 7-8 cm), po czym pękły obie naraz. Na pogotowiu lekarz potwierdził pęknięcie torbieli i wróciłam do domu, nie otrzymałam żadnych zaleceń odnośnie pogłębienia diagnostyki, mimo że lekarz na USG powiedział, że podejrzewa PCOS. To były inne czasy i wtedy o endokrynologii praktycznie nikt nie słyszał. Nie mam żalu do swoich rodziców, a do lekarzy, którzy nawet nie próbowali zastanowić się, jak to możliwe, że dziewczynka prowadząca taki tryb życia tyje. W efekcie jakiekolwiek leczenie wdrożono mi dopiero wiele lat po postawieniu diagnozy, kiedy moja tusza zaczęła robić się pokaźna. Nadal jednak traktowano mnie tak, jakbym kompletnie nie wiedziała nic o odżywianiu i kiedy ktoś przyniósł mi owoce do szpitala, kazano zostawić jabłka i wyrzucić banana, bo jak zjem tego kalorycznego banana, to nigdy nie schudnę. Miałam jeść pod linijkę i jakiekolwiek odstępstwo (np. zjedzenie wafla ryżowego) miało zrujnować wielomiesięczną pracę. Nie dziwię się zatem sobie, że informację o krwawieniu czynnościowym przyjęłam za dobrą monetę. Powiedziałam sobie, że skoro nic mi nie jest i jestem po prostu gruba, to sprawa załatwiona i w ogóle nie muszę chodzić do lekarza.

I nie chodziłam. Przez pięć lat. Żadnych wizyt kontrolnych, żadnych badań, żadnej cytologii (choć raka trzonu macicy i tak by nie wykryła). Zaczęłam odczuwać tak potężny ból w okolicy lędźwiowej, że nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Przy każdym ruchu miałam całe plecy sztywne z bólu. Wmawiałam sobie, że to pewnie przez siedzącą pracę, i zwiększałam ilość ćwiczeń, ale było coraz gorzej. W końcu zaczęły pojawiać się silne krwawienia i krwotoki z dróg rodnych. Po pierwszym krwotoku pojechałam na pogotowie, gdzie lekarz był bardzo niezadowolony, że mu zawracam głowę. Zrobił mi USG i nic niepokojącego nie zobaczył, więc zasugerował mi, że krwawię, bo jestem gruba, dziękuję, można się rozejść i koniec tematu. Jak najszybciej zapisałam się do ginekologa, który ponownie wykonał USG i również nic podejrzanego nie widział. Pocieszył mnie, że to na pewno nic poważnego i jeśli przytrafi mi się kiedyś naprawdę potężny krwotok, to będziemy pogłębiać diagnostykę i zaczniemy się martwić. Przechodziłam więc z tymi dolegliwościami jeszcze ponad pół roku. Krwotoki miałam średnio co tydzień, ale uważałam, że skoro nie umieram, to nie ma sensu truć lekarzom czterech liter. Fizycznie czułam się coraz gorzej. W kwestii zdrowia skupiałam się jedynie na tym, żeby schudnąć. Miałam wrażenie, że to rozwiąże wszystkie moje problemy. Współpracowałam z dietetyczką, która bardzo naciskała na to, żebym przemogła się i wykonała cytologię płynną. Ja długo się wzbraniałam. Uważałam, że kobieta histeryzuje, wmawiając mi jakiegoś raka, i że skoro lekarze mówili, że nic poważnego się nie dzieje, to raczej im powinnam zaufać.

W końcu postanowiłam zrobić tę cytologię dla świętego spokoju. Miałam akurat urlop, więc chciałam wykorzystać ten czas na pochodzenie po lekarzach, by w razie czego potem nie brać wolnego. Okazało się, że mam bardzo dużą anemię i musiałam zacząć przyjmować końskie dawki żelaza. Natrafiłam na cudowną położną (w moim mieście praktycznie tylko ona wykonywała cytologię płynną), która zleciła mi dodatkowo badanie USG i wykonanie markerów nowotworowych. Stwierdziła, że nie będzie w stanie poprowadzić mnie dalej, ale będę miała komplet dokumentów, bo nie obejdzie się bez łyżeczkowania. W cytologii wyszedł jedynie stan zapalny (ASC-US), natomiast na USG pojawiło się endometrium o grubości 45 mm. Test ROMA również nie wyszedł śpiewająco, bo wykazał ponad 73% ryzyka raka jajnika. Jednak nawet wtedy nie myślałam jeszcze o nowotworze. Położna uspokoiła mnie, że to wcale nie musi być rak, a poza tym w naiwności swojej sądziłam wtedy, że łyżeczkowanie polegać będzie na tym, że pójdę do szpitala, wyczyszczą mnie na fotelu w gabinecie i kwadrans później wrócę do domu, a wszelkie krwawienia ustaną.

Tak jednak się nie stało. Łyżeczkowanie miałam wykonane w szpitalu wojewódzkim i po zabiegu bardzo długo i obficie krwawiłam. Dostałam leki na zatrzymanie krwawienia i wyszłam do domu następnego dnia. Dopiero wtedy zaczęłam przeglądać Internet. Dużo osób mówiło mi, żeby tego nie robić, ale ja chciałam wiedzieć, czego mogę się spodziewać. Uważam, że przyniosło to dobry skutek, bo aż do końca uważałam raka jedynie za jedną z możliwych opcji, nie panikowałam i wiedziałam, co w razie czego po diagnozie może mnie czekać. Trzy tygodnie później otrzymałam telefon ze szpitala z prośbą o pilny przyjazd po odbiór wyniku, ponieważ jest on "patologiczny". Pamiętam, że nawet w pociągu przekonywałam siebie, że to nie musi być rak, że na miejscu może okazać się, że podmieniono wyniki albo konsultantka się pomyliła i zakończy się na strachu, który przerodzi się w śmiech. Niestety okazało się, że mam raka - gruczolakoraka endometriodalnego trzonu macicy G2. Miałam spotkanie z ordynatorem, który powiedział mi, że trzeba będzie usunąć macicę i czeka mnie operacja robotyczna. Tydzień później wykonałam rezonans magnetyczny. Tomografii nie zdążyłam, bo dostałam takiego krwotoku, że musiałam wrócić do szpitala. Tam wykonano tomografię i miałam mieć przygotowanie do operacji. W opisie rezonansu wyszło stadium zaawansowania 1A, więc byłam pewna, że na usunięciu macicy leczenie całkowicie się zakończy. Mimo to spotkało mnie duże rozczarowanie - (...........) odmówił przeprowadzenia operacji. Powiedział, że absolutnie nie widzi opcji na małoinwazyjną metodę jego przeprowadzenia (macica była zbyt duża i zniekształcona przez nowotwór, nie było opcji usunięcia przez naturalny otwór ciała), a ze względu na choroby współistniejące ryzyko zgonu podczas narkozy jest u mnie zbyt duże. Powiedział, że proponuje leczenie zachowawcze chemioterapią i radioterapią, i zostałam skierowana w trybie pilnym do ( ..........). Tam lekarz mnie przebadał i powiedział, że albo zdecyduję się na operację, albo za kilka miesięcy nie będzie już czego ratować. Termin operacji wyznaczono na za tydzień.

Do szpitala szłam z nastawieniem, że muszę po prostu przez to przejść. Na miejscu lekarze przygotowali mnie na to, że będzie to operacja wysokiego ryzyka i mogę po zabiegu zostać przewieziona na OIOM i pozostać pod respiratorem przez parę dni. Zostałam zoperowana cięciem poprzecznym, usunięto macicę, szyjkę i przydatki. Nie było możliwości przeprowadzenia bezpiecznej dla mnie limfadenektomii, więc węzły pozostawiono. Z narkozy wybudziłam się bez problemów i chyba Ktoś na górze nade mną czuwał, bo obyło się bez wycieczki na OIOM. Lekarze zalecali dłuższą obserwację, ale ponieważ rana ładnie się goiła, wyszłam do domu po kilku dniach. Niestety dość szybko pojawiły się komplikacje. Najpierw straciłam czucie w prawym udzie, a potem w brzuchu zrobił się potężny krwiak. Trzeba było naciąć brzuch i spuścić ogromną ilość treści, umieszczono również dreny. Musiałam dużo leżeć, ale wyszłam z tego i po dwóch miesiącach po operacji czułam się już dobrze. Byłam gotowa wrócić do pracy i zapomnieć, szczególnie że wynik pooperacyjnego badania histopatologicznego uznałam za niemalże idealny - G1 1B. Mój lekarz prowadzący powiedział, że super, że udało się zdiagnozować raka we wczesnym stadium i że zaleciłby najwyżej parę sesji brachyterapii, tak na wszelki wypadek, ale musi się jeszcze zebrać konsylium. Zapytałam, czy jeśli nie będzie dodatkowego leczenia, to oznacza, że jestem już zdrowa. Lekarz uczulił mnie, że o wyleczeniu będę mogła mówić dopiero za pięć lat, bo wyleczenia z raka nie określa się po udanej operacji czy w momencie przyjęcia ostatniej dawki chemii, ale tym, czy pacjent przeżył pięć lat bez nawrotu. Wiedziałam już jednak, że przy niskim stopniu złośliwości (G1) i w początkowym stadium zaawansowania szanse nawrotu są minimalne, więc nawet nie brałam pod uwagę możliwości jego wystąpienia.

Na konsylium jechałam z nastawieniem, że albo usłyszę "Wszystko jest ok. Widzimy się za trzy miesiące na wizycie kontrolnej", albo że w najgorszym wypadku będzie brachyterapia. Tymczasem dowiedziałam się, że coś nie wyszło nie tak w badaniach genetycznych i trzeba pogłębić diagnostykę. Lekarze nie byli zbyt rozmowni, ale dali mi do zrozumienia, że sprawa jest poważna i mam mieć z tyłu głowy, że wynik nie jest pozytywny. Musiałam zrobić dodatkowe badania i czekać na kolejne konsylium.

Konsylium miałam wczoraj. Dowiedziałam się, że posiadam najgorzej rokujący typ molekularny nowotworu oznaczający najkrótszy czas całkowitego przeżycia. Mam mutację, która odpowiada za agresywne nawroty i zazwyczaj występuje w rakach o niehormonozależnym typie histologicznym, posiadających najwyższy stopień złośliwości (G3) i wysoki odsetek przerzutów. Kiedy zapytałam o rokowania, lekarz powiedział, że generalnie z raka w początkowym stadium wychodzi 90% pacjentek, ale w moim przypadku trzeba zadbać o pozostałe 10%. Oznajmił też, że to źle, że podczas operacji pozostawiono węzły. Najgorsze jest to, że moja mutacja dotyczy nie tylko raka trzonu macicy, ale oznacza, że organizm w ogóle nie broni się przed nowotworami. Dowiedziałam się, że to właśnie dlatego zachorowałam w tak młodym wieku, nie ze względu na otyłość czy zaburzenia hormonalne. Czeka mnie teraz pół roku leczenia. Najpierw chemioterapia, potem radioterapia i brachyterapia. Mam spakować się do szpitala i być gotowa na telefon, bo teoretycznie zaczynam za dwa tygodnie, ale jeśli tylko zwolni się miejsce wcześniej, zostanę przyjęta od razu.

Jeszcze to do mnie nie dociera. Przecież miało być tak pięknie. Zewsząd słyszałam, że mam się nie przejmować, że rak trzonu macicy to nie rak, że G1 to w sumie stan przedrakowy, że musiałby we mnie wjechać samochód, żebym umarła, mając ten nowotwór, że mam się nastawić na brak leczenia i szybkie zapomnienie o chorobie. Tylko jedna kobieta powiedziała mi, że mam się jeszcze nie cieszyć, że to G1 w początkowym stadium, bo bez badań molekularnych tak naprawdę nic nie wiem na temat swojego nowotworu i rokowań, ale ja - uspokojona powyższymi zapewnieniami - uznałam ją w swojej głowie za hipochondryczkę-wariatkę (z góry bardzo ją przepraszam) i nie ufałam jej słowom. Nie traktowałam poważnie swojej choroby. Nie płakałam, nie panikowałam, nie korzystałam z pomocy psychoonkologa, mimo że od dawna jestem podopieczną pewnej fundacji, która taką pomoc organizuje. W mojej głowie mój rak był jak wyrostek robaczkowy - trzeba po prostu wykonać zabieg i po kłopocie. Dziwiłam się, że inne kobiety potrafią tak przeżywać tę chorobę. Uznałam, że skoro mam niski stopień złośliwości i wczesne stadium, to będę się jedynie ośmieszać, jeśli będę się martwić. O raku nie rozmawiałam praktycznie z nikim i wiedzieli o nim jedynie najbliżsi - i oczywiście Wy, Syrenki.

Wiem, że bitwę (operację) już wygrałam, ale nastawiam się powoli na wojnę. Najgorsze jest to, że jakiś czas temu pojawiły się u mnie zmiany skórne na nogach i lekarz powiedział, że być może nadal mam w organizmie bakterię odpowiedzialną za zakażenie pooperacyjne, tylko teraz przeniosło się to na nogi. Czekam jeszcze na wyniki badań i mam nadzieję, że uda się to zaleczyć przed rozpoczęciem chemii.

Chciałabym w tym momencie uświadomić dziewczyny, które są w tym miejscu, w jakim ja jeszcze do niedawna byłam, lub w trakcie diagnozy - nie lekceważcie niskiego stopnia złośliwości i początkowego stadium raka. Nie popełniajcie mojego błędu. Gdybym nie leczyła się w szpitalu, w którym co do zasady wykonuje się badania molekularne, to sama nigdy bym o nie nie poprosiła i moje leczenie byłoby prawdopodobnie zakończone, a to mogłoby za kilkanaście miesięcy skończyć się nawrotem choroby. Najlepiej gdybyście naciskały na ich wykonanie PRZED zabiegiem, bo wtedy nie będziecie w takiej sytuacji jak ja: z pozostawionymi węzłami, które powinny zostać całkowicie usunięte.

Mam nadzieję, że uda mi się z tego wszystkiego wyjść i żyć jeszcze długo. Postanowiłam sobie, że po zakończeniu leczenia pójdę na studia - psychologię. Chcę zrobić specjalizację z psychoonkologii i pomagać innym, wspierać ich w chorobie, towarzyszyć od samego początku. Z wykształcenia jestem pedagogiem, więc tematy związane z psychologią nie są mi obce, a poza tym kocham pomagać innym. Chcę okazywać to zrozumienie, którego ja nie otrzymywałam. Chcę dawać coś więcej niż "Na pewno będzie dobrze" i "Przecież dasz radę, kto jak nie ty".

Najbardziej boli mnie, że 9 kwietnia w Warszawie ma wystąpić koncert Patrick Wolf - mój najukochańszy muzyk od wielu lat - i zobaczenie go na żywo było moim największym marzeniem. Planowałam od razu po konsylium zakupić bilet i zarezerwować nocleg, uczynić ten wyjazd swoim symbolicznym zakończeniem leczenia i rozpoczęciem nowego życia. Niestety, wiem już, że nie będzie mi to dane.

Po wyjściu ze szpitala natknęłam się wczoraj na targ staroci. Postanowiłam zakupić broszkę. Zapytałam swoją mamę (jeździ ze mną do ( ..........) jako osoba towarzysząca), którą wybrać, a ona bez zawahania odpowiedziała: "Wilk. Zdecydowanie wilk". Wzięłam więc wilka. Chcę, by był dla mnie symbolem walki z chorobą - i przypominał mi o tym, że muszę zdążyć jeszcze usłyszeć w swoim życiu:
But I still have to go
I've got to go, so here i go
I'm going to run the risk of being free


Obrazek
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine bright and it's nice and wide
It's so magical all you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no

So come on now, open wide, open up now
Don't you think it's time

(Patrick Wolf)
Avatar użytkownika
CichoSza
 
Posty: 193
Dołączył(a): 4 sty 2024, o 18:51
Wiek: 33
Data operacji: 5 grudnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu macicy G2 1A
Zakres operacji: wycięcie szyjki, macicy i przydatków
Wynik HP: rak trzonu macicy G1 1B
Terapia hormonalna: brak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez Stynka » 16 mar 2024, o 16:20

Cichosza,
przeczytałam.
Na razie ode mnie tyle. Trzymaj się pozytywnych myśli i dobrze wykorzystaj czas oczekiwania na przyjęcie do szpitala :kolobok_heart: %%-

Ps. Wilk? Zależy co było do wyboru ;) "Lepsze ukąszenie jednego wilka niż 10 psów"
Stynka
 
Posty: 4349
Dołączył(a): 25 gru 2018, o 21:42
Wiek: 57
Data operacji: 3 grudnia 2018
Metoda operacji, zabiegu: cięcie pionowe
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu macicy G3
Zakres operacji: rozszerzone usunięcie macicy z przydatkami
Wynik HP: potwierdzony G3; naciek ogniskowo zajmuje 3/4 mięśnia
Terapia hormonalna: aktualnie brak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez Mar » 16 mar 2024, o 17:15

Z całego serca wierzę że będzie wszystko dobrze po leczeniu💙Jesteś młoda a wiek działa na Twoją korzyść
Miałaś szczęście ze zrobiono badanie milekularne które jest jeszcze rzadkością
Masz rację że wiele osób mając 1a/1bG1-2 bez badań molekularnych żyje w niewiedzy ze mają postać agresywna a niektórzy z G3 średnia albo bardzo dobrze rokująca
Życzę z całego serca wytrwałości i trzymam kciuki💙
Mar
 
Posty: 17
Dołączył(a): 27 sty 2024, o 11:09
Wiek: 0
Data operacji: 2 sierpnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu G2
Zakres operacji: Macica przydatku
Wynik HP: F2 Ia
Terapia hormonalna: Beak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez Anita71 » 17 mar 2024, o 01:08

CichoSza w tym wszystkim ważne jest to, że zostałaś już zdiagnozowana. Lekarze i Ty wiecie z jaką postacią choroby macie do czynienia. Zaplanowano leczenie A Ty Dziewczyno walcz! :kolobok_heart:
Anita71
 
Posty: 8672
Dołączył(a): 27 sty 2019, o 21:51
Wiek: 0
Data operacji: 17 grudnia 2018
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: ogniska rozrostu gruczołowego z atypią w obrębie polipa endometrialnego, mięśniaki
Zakres operacji: wycięcie macicy z przydatkami
Wynik HP: wynik jak po wyłyżeczkowaniu
Terapia hormonalna: nie miałam

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez eli-50 » 17 mar 2024, o 01:21

CichoSza dużo już przeszłaś i nadal musisz zmagać się z tą chorobą. Jesteśmy tu po to, aby się wspierać. Niech leczenie przyniesie oczekiwany skutek. Życzę Ci wygranej wojny, powrotu do zdrowia i spełnienia pragnień :ympray: %%- :ymhug:
eli
Avatar użytkownika
eli-50
 
Posty: 5736
Dołączył(a): 17 lut 2013, o 17:15
Wiek: 0
Data operacji: 11 marca 2010
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: mięśniaki macicy, polipy i cysty na jajnikach
Zakres operacji: usunięcie macicy z przydatkami i szyjką, pełna narkoza
Wynik HP: OK
Terapia hormonalna: wprowadzona w 5 dobie po operacji (kolejno Climara, Fem 7, Systen 50 ), po 6 latach htz stopniowo odstawiona

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez olikkk » 17 mar 2024, o 01:54

No to się trochę zadziało .... =((
Stoisz więc przed nowymi wyzwaniami ....
Życzę Ci, żeby udało się szczęśliwie zakończyć z powodzeniem leczenie, a potem ukończyć studia jakie zaplanowałaś, a wtedy będziesz najlepszym wsparciem dla chorych, bo będziesz bogatsza o swoje własne doświadczenia, a to uczyni Cię bardziej wiarygodnym i skutecznym terapeutę, czego Ci życzę z całego serca :kolobok_give_heart: :ympray: :x
olikkk
Avatar użytkownika
olikkk
Glowny Moderator
 
Posty: 19226
Dołączył(a): 1 gru 2012, o 15:55
Lokalizacja: Śląsk
Wiek: 0
Data operacji: 23 lutego 2010
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: Mięśniaki macicy
Zakres operacji: Usunięcie macicy z przydatkami
Znieczulenie dolędźwiowe
Wynik HP: OK
Terapia hormonalna: Systen 50
od kwietnia 2010 roku
Na wyraźne efekty czakałam ok 2 miesięcy

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez Sóweczka75 » 17 mar 2024, o 12:31

Witaj CichoSza.. no Kobieto, przeszłaś swoje..Zaintrygowały mnie te badania molekularne o których napisałaś, że może być rak G3 mniej złośliwy od G1 :-? Życzę Ci dużo zdrowia @};- %%-
Avatar użytkownika
Sóweczka75
 
Posty: 121
Dołączył(a): 19 lis 2021, o 14:33
Wiek: 46
Data operacji: 6 września 2021
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: Miesiączki krwotoczne Mięsak podścieliska endometrium.
Zakres operacji: I OPERACJA - trzon macicy z jajowodami
II OPERACJA - szyjka, jajniki i węzły chłonne
Wynik HP: endometial stromal sarcoma
(ESS low grade with high grade transformation G3)
Terapia hormonalna: nie wiem

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez CichoSza » 17 mar 2024, o 13:17

Bardzo dziękuję Wam za słowa wsparcia! Dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś, kto jest obok i może podzielić się doświadczeniem lub dobrym słowem. (*)

Stynka, broszki były różne, we wszystkich możliwych kolorach. Były konie, pieski, kotki... Wybrałam wilka. Jako dziecko zakochałam się w "Księdze Dżungli" Kiplinga i wilki nigdy nie kojarzyły mi się dzięki niej z czymś groźnym, raczej z czymś dobrym, pięknym i wolnym, a przy tym respektującym istniejące w przyrodzie prawa. To też pewna gra słowna, bo po angielsku "wolf" to właśnie "wilk", a ja jestem wielką fanką Patricka Wolfa właśnie. Nadal nie mogę odżałować koncertu, na który nie pojadę.
Pojutrze wracam też do pracy, stęskniłam się i chcę być znowu wśród tych ludzi, robić to, co kocham. Poza tym wymęczyłam się na tak długim zwolnieniu lekarskim, ostatnie tygodnie były nieustannym oczekiwaniem na powrót do pracy. Chcę spróbować i zobaczyć, jak się będę w trakcie leczenia czuła. W razie czego na zwolnienie zawsze zdążę wrócić. Wiem, że chemioterapię będę miała podawaną w szpitalu i będę musiała na każdy wlew kłaść się na oddział na kilka dni. Powoli kompletuję sobie potrzebne rzeczy. Zamówiłam już turbaniki i specjalny balsam do stosowania podczas leczenia onkologicznego, bo przy mojej już bardzo suchej skórze boję się o utratę wody.

olikkk, również uważam, że przebycie choroby nowotworowej może być bardzo pomocne w pracy psychoonkologa. Staram się sobie wszystko odpowiednio przepracować i poukładać w głowie, wykorzystać na to okres leczenia. Niestety miałam w przeszłości do czynienia z psychoonkolożką, która miała raka jajnika i chyba nadal żyła swoją chorobą, bo podczas rozmowy sugerowała mi, że rakiem trzonu macicy mam się nie przejmować, że gdybym miała raka jajnika jak ona, to mogłabym dopiero zacząć się martwić. Wywarła na mnie bardzo nieprzyjemne wrażenie. Więc niestety nie zawsze własne doświadczenia pomagają w tej pracy.
Teraz zamierzam skontaktować się na powrót z fundacją, której jestem podopieczną, i skorzystać z profesjonalnego wsparcia psychoonkologa i onkodietetyka. Chcę się uzbroić do walki najlepiej jak mogę.

Sóweczka75, rak G3 ma wyższy stopień złośliwości niż G1, to się nie zmienia. Natomiast określony typ molekularny może sprawić, że rak o niższym stopniu złośliwości będzie miał dużo większe ryzyko wznowy niż ten o wysokim stopniu. Lekarz tłumaczył mi to w taki sposób, że każdy z nas ma białko, które chroni nas przed nowotworami, i nawet jeśli zachorujemy na raka, to dzięki niemu organizm się broni, walczy, i mamy mniejsze ryzyko nawrotu. Jeżeli natomiast posiadamy mutację tego białka, to bariery ochronnej w ogóle nie mamy, ta mutacja wręcz "zaprasza" raka do rozgoszczenia się w naszym ciele. Najczęściej występuje w zaawansowanych postaciach niehormonalnego raka trzonu macicy o wysokiej złośliwości, niezwykle rzadko zdarza się, by miały go pacjentki z wczesnym stadium raka endometrioidalnego. Wcześniej takie kobiety nie miały żadnego leczenia uzupełniającego i szybko wracały ze wznowami, podbijając niestety wskaźnik śmiertelności tego nowotworu.
Na szczęście dzięki badaniem molekularnym bywa też i odwrotnie. Odkryto, że posiadanie mutacji w genie POLE ma bardzo pozytywny wpływ na rokowania i zdarza się, że posiadające go pacjentki z rakiem o wysokim stopniu złośliwości (G3) nie mają żadnego dodatkowego leczenia po operacji, bo ryzyko wznowy jest u nich minimalne. Dlatego od bodajże 2022 roku wykonywanie badań molekularnych u pacjentek z rakiem trzonu macicy powinno być standardem. Właśnie po to, żeby przesiać pacjentki i nie poddawać agresywnemu leczeniu tych, które wymagają jedynie obserwacji, a także leczyć te, które pomimo wczesnego stadium czy niskiej złośliwości mają wysokie ryzyko nawrotu.

Znalazłam w Internecie tabelkę, która lepiej to tłumaczy. Na zielono zaznaczyłam, gdzie znajdowałabym się bez wykonania badań molekularnych, a na czerwono miejsce, w którym jestem teraz. Mam nadzieję, że ta różnica zachęci diagnozujące się dziewczyny do naciskania na wykonanie przez lekarzy tych badań jeszcze przed planowanym leczeniem.

Obrazek
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine bright and it's nice and wide
It's so magical all you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no

So come on now, open wide, open up now
Don't you think it's time

(Patrick Wolf)
Avatar użytkownika
CichoSza
 
Posty: 193
Dołączył(a): 4 sty 2024, o 18:51
Wiek: 33
Data operacji: 5 grudnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu macicy G2 1A
Zakres operacji: wycięcie szyjki, macicy i przydatków
Wynik HP: rak trzonu macicy G1 1B
Terapia hormonalna: brak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadiumlej

Postprzez ASAJ75 » 18 mar 2024, o 01:22

Cichosza!
Wiem że masz mnie za niepoprawną idealistkę. Ale… spora część sukcesu to znać wroga- to już masz, połowa to głowa pozytywnie nastawiona, gotowa do walki i pewna wygranej- tego Ci życzę. Reszta w rękach lekarzy i Boga.
Przejdziesz przez wszystko i za jakieś pół roku, może ciut dłużej, odtrąbisz koniec leczenia. A potem będziesz odliczać czas od kontroli do kontroli. Ale w międzyczasie, a to on jest najważniejszy, będziesz żyć, tańczyć, zwiedzać, koncertować, czytać świetne książki, oglądać dobre filmy, żyć po prostu. Choroba zabiera nam spokój, ale daje dużo w zamian- uważność, radość z drobiazgów których inni nie widzą. Wszystko jest po coś.
Proszę , uwierz, że przed Tobą długie życie. Zdrowe i satysfakcjonujące.

Co do turbaników- nakupowałam i oddałam, bo najlepiej się czułam w szaroburej smerfetce.

Psycholog onkologiczny, też chciałam, planowałam od września 2023 zapisać się na podyplomówkę, jestem już logopedą i pedagogiem z wykształcenia. Miałam szumne marzenie pomagać innym w sposób profesjonalny. I niestety mi przeszło, uznałam, że dla swojej higieny psychicznej nie mogę się w tym zanurzać zawodowo. Wystarcza mi to forum, szansa na pomoc innym babeczkom tutaj.

Trzymaj się, wiem że będzie u Ciebie dobrze. Skąd wiem? Nie wiem😂, po prostu tak czuję…
ASAJ75
 
Posty: 882
Dołączył(a): 10 lip 2022, o 17:56
Lokalizacja: Zielona Góra
Wiek: 47
Data operacji: 5 lipca 2022
Metoda operacji, zabiegu: laparoskopia
Powód operacji, zabiegu: Rak trzonu macicy G3
Zakres operacji: Usunięcie macicy, jajowodów -22.03.22, jajników, węzłów chłonnych-05.07.22
Wynik HP: W jednym z 13 usuniętych węzłów przerzut nowotworu
Terapia hormonalna: Nie

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez CichoSza » 19 mar 2024, o 22:40

ASAJ75, ja właśnie tak często sobie powtarzam, że najważniejsze, by to, co się dzieje, było zgodne z wolą Bożą. Nie powtarzam sobie już, że na pewno będzie dobrze, bo przestałam wierzyć w to, że wystarczy pozytywne nastawienie i choroba nowotworowa magicznie się cofnie. Poza tym mam wrażenie, że bardzo tym siebie skrzywdziłam, bo gdybym bardziej przejmowała się chorobą, to naciskałabym na wykonanie badań molekularnych przed operacją i nie obudziłabym się teraz z ręką w nocniku, wiedząc, że nie mam sprawdzonych węzłów przy najagresywniejszej postaci raka.

Nadal to wszystko do mnie nie dociera. Czuję się, jakbym żyła w jakiejś bańce, jakby to mnie nie dotyczyło. Rozmawiałam dzisiaj z pewną Syrenką i zwierzyła mi się, że jej lekarz sam jej powiedział, że "byleby nie wyszedł typ p53, bo jest najtrudniejszy do leczenia". Starałam się poczytać coś w Internecie, ale tam są tylko hasła typu "najgorsze rokowania", "najmniejszy odsetek 5-letnich przeżyć", wszystko "najgorzej". Najbardziej martwi mnie to, że ten typ molekularny świadczy o uszkodzeniu genów. Czy uszkodzone geny da się wyleczyć chemioterapią? Czy nie będzie tak, że jakiś czas po leczeniu ten rak i tak będzie wracał?

Ścięłam dzisiaj włosy, bo i tak były już w koszmarnym stanie, strasznie się łamały i były osłabione - nie wiem, czy to po narkozie, czy ze stresu. Przyszły mi też turbaniki i balsam. Jutro idę do chirurga sprawdzić, co z moimi nogami. Dzieje się.

Cieszę się, że wróciłam do pracy. Tęskniłam za tym miejscem i za tymi ludźmi. To pomaga mi nie oszaleć.
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine bright and it's nice and wide
It's so magical all you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no

So come on now, open wide, open up now
Don't you think it's time

(Patrick Wolf)
Avatar użytkownika
CichoSza
 
Posty: 193
Dołączył(a): 4 sty 2024, o 18:51
Wiek: 33
Data operacji: 5 grudnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu macicy G2 1A
Zakres operacji: wycięcie szyjki, macicy i przydatków
Wynik HP: rak trzonu macicy G1 1B
Terapia hormonalna: brak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez ASAJ75 » 20 mar 2024, o 13:01

Cichosza- nie myl pozytywnego nastawienia z lekceważeniem pewnych spraw.
Nie myśl o rokowaniach i aż tak się nie wgłębiaj. Badania to badania, statystyka, a Ty jesteś żywym człowiekiem, a nie jakąś tabelką. Proszę Cię, nie nastawiaj się źle. Jak kiedyś choroba wróci, to ją znów zwalczymy- tak do tego podchodzę. Zostanie złapana wcześnie więc nie będzie miała szans się rozpanoszyć.
Dobrze, że chcesz pracować, życzę Ci byś miała siłę, bo mi się po prostu nie chciało, wcale nie czułam się koszmarnie źle. Ale istniało ryzyko, że osłąbiona chemią złapię coś od klientów i będzie się wszystko ciągnąć dłużej niż trzeba.
Kiedy zaczynasz dalsze leczenie?
ASAJ75
 
Posty: 882
Dołączył(a): 10 lip 2022, o 17:56
Lokalizacja: Zielona Góra
Wiek: 47
Data operacji: 5 lipca 2022
Metoda operacji, zabiegu: laparoskopia
Powód operacji, zabiegu: Rak trzonu macicy G3
Zakres operacji: Usunięcie macicy, jajowodów -22.03.22, jajników, węzłów chłonnych-05.07.22
Wynik HP: W jednym z 13 usuniętych węzłów przerzut nowotworu
Terapia hormonalna: Nie

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez CichoSza » 20 mar 2024, o 20:16

ASAJ75, ale im bardziej mówisz komuś, że ma się nie przejmować i na sto procent będzie dobrze, tym większa szansa, że ten ktoś nie będzie o siebie dbał. Ja jestem taką osobą. Miałam parę momentów, w których omal nie przerwałam diagnostyki, no bo skoro jest super i będzie super, to po co w ogóle chodzić po lekarzach.

Poza tym wskaźnik 5-letnich przeżyć nie wziął się znikąd, a właśnie z tego, że po pierwszej linii leczenia pojawiła się wznowa i nie udało się tej wznowy wyleczyć. Więc twierdzenie, że na pewno nawrót uda się wykryć wcześnie i na pewno uda się go wyleczyć, nie ma żadnych racjonalnych podstaw. Szczególnie w przypadku p53, w którym stopień złośliwości i stadium zaawansowania raka schodzą na dalszy plan.

Wybacz mój sceptycyzm, ale ja jestem już po prostu zmęczona tym, że od września dzień w dzień wmawiałam sobie, że wszystko będzie dobrze, a dostawałam coraz gorsze diagnozy. Przez co kompletnie nie byłam i kompletnie nie jestem przygotowana na to, co mnie czeka. Zaczynam wysiadać psychicznie. Mam ogromny żal do kobiet, które wmawiały mi, że na pewno jest wszystko ok i mam się niczym nie martwić, bo choć wierzę, że miały dobre intencje, czuję się okłamana, oszukana. To też muszę teraz przepracować.

Dzisiaj byłam u chirurga i okazało się, że po operacji zaraziłam się bardzo niebezpieczną bakterią, proteus mirabilis, i ona nie została prawdopodobnie odpowiednio zaleczona i teraz zaatakowała moje nogi. Jutro dzwonię do swojej koordynatorki, żeby upewnić się, że nie będzie to przeciwwskazaniem do dalszego leczenia. Wiem, że leki i tak będę musiała odstawić.

Leczenie zaczynam po świętach, ale kazano mi się spakować i być gotową na wyjazd w trybie pilnym w każdej chwili.
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine bright and it's nice and wide
It's so magical all you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no

So come on now, open wide, open up now
Don't you think it's time

(Patrick Wolf)
Avatar użytkownika
CichoSza
 
Posty: 193
Dołączył(a): 4 sty 2024, o 18:51
Wiek: 33
Data operacji: 5 grudnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu macicy G2 1A
Zakres operacji: wycięcie szyjki, macicy i przydatków
Wynik HP: rak trzonu macicy G1 1B
Terapia hormonalna: brak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez ASAJ75 » 20 mar 2024, o 20:49

Cichosza, ja nie mówię, żeby się nie przejmować, ale by pozytywnie myśleć, to dwie zupełnie inne sprawy. Ja jestem hipochondryk, przejmuję się każdym pryszczem i z każdą pierdolą łatam do lekarza, ciągle się na coś badałam i szukałam u siebie różności. Więc się przejmowałam, ale jednocześnie zawsze myślałam, że przecież się wyleczę, że mi pomogą, że mój organizm zareaguje prawidłowo, bo jestem waleczna itp. To jest ta różnica…

Na czym polega zakażenie tą bakterią, jak Ci się to objawiło?

Może pomyśl o psychologu, skoro czujesz że zaczyna Ci siadać głowa. Ale przede wszystkim sprawiaj sobie przyjemności, do niczego się nie zmuszaj, wytycz sobie jasny cel co zrobisz jak już się uporasz z diabelstwem. Ja kupiłam bilety na koncert, pojechałam 3 dni po leczeniu, łysa, chuda, blada , w maseczce i bawiłam się najlepiej ze wszystkich. A jak już badania pokazały że idę w dobrą stronę to nadal osłabiona, z jeżem na głowie zwiedziłam wzdłuż i wszerz Rzym , na który jakoś nigdy nie było czasu. Czekałam na to i to był mój Graal do zdobycia.

Cichosza, proszę generuj w sobie piękne myśli. Wmów swojej podświadomości, że Cię uzdrowi, bo zna wzór na idealnie zdrową Ciebie. Co wieczór tak sobie gadam ze swoją i przynosi to efekty. Tylko uwierz w to mocno. Możesz nazwać ją Bogiem. Ale walcz i na moment nie odpuszczaj.
ASAJ75
 
Posty: 882
Dołączył(a): 10 lip 2022, o 17:56
Lokalizacja: Zielona Góra
Wiek: 47
Data operacji: 5 lipca 2022
Metoda operacji, zabiegu: laparoskopia
Powód operacji, zabiegu: Rak trzonu macicy G3
Zakres operacji: Usunięcie macicy, jajowodów -22.03.22, jajników, węzłów chłonnych-05.07.22
Wynik HP: W jednym z 13 usuniętych węzłów przerzut nowotworu
Terapia hormonalna: Nie

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez CichoSza » 20 mar 2024, o 21:06

Ja staram się myśleć pozytywnie, ale również racjonalnie. Nie chcę znowu przeżywać tego uczucia, kiedy człowiek spodziewa się tego, co najlepsze i jest na 100% pewien, że będzie dobrze, a dostaje obuchem w łeb. To jest coś nie do opisania.
Poza tym jestem też osobą wierzącą, katoliczką, i wiem, że mantry i wiara w potęgę podświadomości nie są zgodne z moją religią. Nigdy nie możesz mieć pewności, czy podświadomość w jakikolwiek sposób pomaga Ci w wyjściu z choroby. Mogłabyś równie dobrze w ogóle w to nie wierzyć i efekt mógłby być ten sam.
Ja wolę ufać Bogu. Jeżeli Bóg chce, żebym żyła, to będę żyła.

U mnie zakażenie objawiło się zbieraniem ropy w brzuchu i krwawieniem z rany pooperacyjnej. Teraz zaczęłam mieć bolesne, czerwone plamy na nogach. Czytałam, że ludzie potrafią sądzić się ze szpitalami, w których doszło do zakażenia, bo ta bakteria odpowiada między innym za zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Na szczęście widzę, że antybiotyk pomaga.
Ostatnio edytowano 20 mar 2024, o 21:32 przez CichoSza, łącznie edytowano 1 raz
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine bright and it's nice and wide
It's so magical all you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no

So come on now, open wide, open up now
Don't you think it's time

(Patrick Wolf)
Avatar użytkownika
CichoSza
 
Posty: 193
Dołączył(a): 4 sty 2024, o 18:51
Wiek: 33
Data operacji: 5 grudnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu macicy G2 1A
Zakres operacji: wycięcie szyjki, macicy i przydatków
Wynik HP: rak trzonu macicy G1 1B
Terapia hormonalna: brak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez AnnaT » 20 mar 2024, o 21:11

Hej CichoSza,

postanowiłam podzielić się historią mojej Mamy jeżeli chodzi o badania molekularne. Mama miała zdiagnozowanego raka endometrium - G2, stadium 1a (opisałam Jej historię na tym forum). Leczyła się w Warszawie. Nikt, absolutnie NIKT nam nie mówił o badaniach molekularnych. Sama znalazłam te informacje na amerykańskich stronach medycznych... Kiedy po operacji usłyszałyśmy, że to koniec leczenia, bo wczesne stadium i wszystko wygląda ok, to mi zapaliła się lampka, że muszę mieć "podkładkę", że to NAPRAWDĘ koniec terapii. Czułam niepokój i niedosyt, że to wszystko jest trochę takie niepogłębione (a byłam dopiero co po lekturze tekstów o badaniach molekularnych). Ten niepokój mnie nie opuszczał, mimo zapewnień lekarzy... Po rozmowie z Mamą, spotkałam się z Jej onkolog, wypełniłam specjalny wniosek i zabrałam ze szpitalnego laboratorium wycinki narządu. Poleciałam do ośrodka onkologicznego, aby zlecić (oczywiście komercyjnie) badania molekularne. Wyszła mutacja w genie POLE, czyli wygląda na to, że mogłyśmy zakończyć na operacji. Dostałyśmy ten wynik ponad 2 miesiące po operacji i dopiero wtedy poczułam, że możemy odetchnąć.

Czułam złość, że to ja sama musiałam szukać informacji w Internecie i jeszcze zawalczyć o to. Badania molekularne są mega ważne, a lekarze o tym nie mówią albo mega rzadko. Ani nasza onkolog, ani pani radiolog w dużym ośrodku onkologicznym nie zająknęły się słowem o badaniu molekularnym! Do dziś mi się to w głowie nie mieści, że w XXI wieku możemy sprawdzić geny, które tyle nam mówią, a lekarze milczą (a przynajmniej wielu z nich).

Masz 100% racji, badania molekularne, to powinien być standard i automat w leczeniu onkologicznym, bez patrzenia na G czy stadium jakie wyszły w badaniu hist-pat.

Mega dobrze, że u Ciebie zrobiono te badania. Dzięki temu będzie leczenie uzupełniające, a to bardzo ważne.
Mam nadzieję, że Twoje leczenie przebiegnie maksymalnie bezproblemowo :)

Co do studiów, to moim zdaniem bardzo dobry pomysł! Bardzo, ale to bardzo potrzeba empatycznych psychoonkologów, którzy pomogą się odnaleźć pacjentom po takiej diagnozie. Ich rodzinom zresztą też. Już nie wspomnę o takich częstych kwiatkach jak to, że pacjent dostaje kartkę z napisem "rak" w recepcji i zostaje z tą kartką sam na środku korytarza, a wizyta u onkologa za tydzień... Tak było u nas.

Gorąco pozdrawiam :)
AnnaT
 
Posty: 21
Dołączył(a): 20 lut 2023, o 20:05
Wiek: 64
Data operacji: 21 marca 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie pionowe
Powód operacji, zabiegu: gruczolakorak endometrium G2
Zakres operacji: histerektomia radykalna, usunięte 9 węzłów biodrowych
Wynik HP: gruczolakorak endometrium G2
Terapia hormonalna: -

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez ASAJ75 » 21 mar 2024, o 10:39

Cichosza!
Też jestem katoliczką, ale wierzę że Bóg jest jak ojciec, który nawet jeśli ma na mnie swoją wizję, to mogę ją zmienić, bo będę Go do niej przekonywać i pertraktować z nim. Tak robi kochający rodzic. Dlatego nie godzę się z Twoim powiedzeniem, że jak Bóg chce bym umarła to tak będzie…Tak jakbyś zakładała że nie warto się leczyć. Rozumiem też że lekarze Cię zawiedli, ale to nie oznacza, że innych pacjentów też.
Wierzę że Bóg jest wszędzie, a więc i we mnie, więc nagabuję Go o zdrowie dla mojej rodziny i dla mnie, dla Was Syrenek, o pokój na świecie , o pomoc potrzebującym
Ale to nie forum o religii więc kończę.
Cichosza! Życzę Ci leczenia, które przywróci Ci zdrowie.
Imponuje mi Twoja wiedza, ale nie mogę zaakceptować Twojego „czarnowidzącego” podejścia, które burzy mój spokój. Wybacz, ale nie będę wchodzić na Twój wątek.
Jeśli będziesz czegoś ode mnie potrzebowała, napisz na priv.
Powodzenia, trzymam za Ciebie kciuki, Wilczyco!
ASAJ75
 
Posty: 882
Dołączył(a): 10 lip 2022, o 17:56
Lokalizacja: Zielona Góra
Wiek: 47
Data operacji: 5 lipca 2022
Metoda operacji, zabiegu: laparoskopia
Powód operacji, zabiegu: Rak trzonu macicy G3
Zakres operacji: Usunięcie macicy, jajowodów -22.03.22, jajników, węzłów chłonnych-05.07.22
Wynik HP: W jednym z 13 usuniętych węzłów przerzut nowotworu
Terapia hormonalna: Nie

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez Mar » 21 mar 2024, o 12:19

Asaj75 śledzę Twoje wypowiedzi i dodają mi optymizmu😊
Masz rację trzeba myśleć pozytywnie
Ja byłam wczoraj na kontroli wszystko ok lekarz powiedział -wszystko wycięte wyniki ok jest pani zdrowa Nie wolno myśleć o raku bo to jak modlitwa która może się spełnić Trzeba normalnie żyć
Nie jest mi łatwo bo też za dużo przeczytałam informacji-statystyki przypadki … Imponuje mi Twoje podejście🥰
Mar
 
Posty: 17
Dołączył(a): 27 sty 2024, o 11:09
Wiek: 0
Data operacji: 2 sierpnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu G2
Zakres operacji: Macica przydatku
Wynik HP: F2 Ia
Terapia hormonalna: Beak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez CichoSza » 21 mar 2024, o 15:12

Wiem, że ASAJ75 już tutaj nie odpowie, ale chciałabym przedstawić swój punkt widzenia.

Jak się modlił Jezus w Ogrójcu? Nie mówił "Ojcze, przecież Mnie kochasz, a więc nie pozwolisz, żebym umarł na krzyżu. Inaczej nie byłbyś kochającym ojcem", tylko "Nie moja wola, ale Twoja niech się stanie". Nie chodziło o to, by oddalić od siebie cierpienie i śmierć za wszelką cenę, ale o to, by wypełnić Bożą wolę, a Boża wola względem nas może być niezrozumiała, może być trudna, sprzeczna z naszymi pragnieniami, może być wielką tajemnicą, którą odkryjemy dopiero po śmierci.
Czy Bóg nie kochał Łazarza? Nie kochał Hioba? Nie kochał i nie kocha męczenników, którzy nawet w dzisiejszych czasach oddają życie za wiarę?

Moim zdaniem nie chodzi o to, by zmuszać Boga do dawania nam życia pozbawionego trosk i cierpienia, ale o to, by nieść swój krzyż i wytrwać do końca. Czytałam kiedyś książkę o ludziach uzdrowionych dzięki wstawiennictwu św. Jana Pawła II i on rodzicom ciężko chorej na raka dziewczynki nie powiedział, że mają stosować afirmacje i kłócić się z Bogiem, tylko powiedział im, że jeżeli Bóg chce mieć ich dziecko przy sobie, to je zabierze, że mają się o nic nie martwić i nie muszą nic robić (oczywiście dziecko było badane przez lekarzy i wiele razy hospitalizowane, po prostu lekarze ani w Polsce, ani za granicą nie widzieli już dla niego ratunku) i traktować córeczkę tak samo, jak resztę swoich dzieci. Dziecko wyzdrowiało, w ciągu paru dni zniknął guz, który zajmował 3/4 jego ciała.

W godzeniu się na wolę Bożą nie ma bierności, jest poddanie się jej. To jest postępowanie na zasadzie "Ufaj Bogu tak, jakby wszystko zależało od Niego, a działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie". Bóg może działać również przez innych ludzi, w tym przez specjalistów i lekarzy, którzy ratują nam życie i przywracają zdrowie. Ale nawet pomimo największych wysiłków, najlepszej opieki zdrowotnej i najbardziej optymistycznego nastawienia, leczenie może zakończyć się niepowodzeniem. Bo tak się po prostu dzieje.

Mar, nie wierzę w przyciąganie choroby negatywnymi myślami. Ja aż do samego końca nie sądziłam, że mam raka, i aż do ostatniego konsylium kipiałam optymizmem, którym zarażałam innych, pomagałam, doradzałam, w szpitalu potrafiłam rozweselić całą salę chorych, żartowałam, wprowadzałam dobry nastrój i dzieliłam się swoim pozytywnym nastawieniem. Jechałam na konsylium, żeby usłyszeć dokładnie to samo, co Ty - że na tym koniec leczenia i przechodzimy w fazę obserwacji. Nie usłyszałam. I absolutnie nie pozwolę sobie wmówić, że to moja wina, bo najwidoczniej za mało chciałam być zdrowa.

Podobnie znam osoby, którym już na etapie diagnozowania się zawalił się świat, które całe tygodnie przepłakały, czekając na wyniki i były na sto procent pewne, że mają raka i nie będzie już można ich wyleczyć. Nie docierały do nich żadne argumenty, żadne dane, statystyki czy wiedza naukowa. One wiedziały swoje, często lepiej od lekarzy. Były pewne, że zaraz umrą. Znam nawet dziewczynę, która wybierała sobie już ubranie do trumny. A potem okazało się, że albo w ogóle nie ma i nie było żadnego raka, albo jest to rak, który wymaga łagodnego leczenia i ma bardzo dobre rokowania.

Dlatego nie wierzę w przytaczane przez Was teorie. Trzeba w chorobie mieć nadzieję, znajdować radość w życiu, starać się myśleć optymistycznie - to jest ważne. Ale są też momenty, w których trzeba spojrzeć na sprawę racjonalnie, bez emocji. Wiedzieć, na czym się stoi. To ważne, bo wtedy tworzymy sobie przestrzeń na planowanie naszych wysiłków w trakcie leczenia, widzimy, o co trzeba jeszcze zadbać, gdzie jest czegoś za dużo, a gdzie za mało, z czym trzeba się będzie zmierzyć i jak się do tego przygotować. W każdym razie mnie taka zmiana myślenia bardzo dużo dała.
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine bright and it's nice and wide
It's so magical all you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no

So come on now, open wide, open up now
Don't you think it's time

(Patrick Wolf)
Avatar użytkownika
CichoSza
 
Posty: 193
Dołączył(a): 4 sty 2024, o 18:51
Wiek: 33
Data operacji: 5 grudnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu macicy G2 1A
Zakres operacji: wycięcie szyjki, macicy i przydatków
Wynik HP: rak trzonu macicy G1 1B
Terapia hormonalna: brak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez Mar » 21 mar 2024, o 17:25

Te wszystkie emocje są bardzo trudne Łatwo powiedzieć żeby myśleć pozytywnie Każdy ma inny charakter Ja po tej całej diagnostyce siadłam psychicznie Mimo że rokowanie dobre,to myślę ,analizuje Rok 2023 przyniósł zmiany w wytycznych dotyczących leczenia raka trzonu Wielu lekarzy nie jest na bieżąco-to też spowodowało że psychicznie siadłam Boję się wznowy-tak się nakręciłam,że tylko o tym myślę w czarnych barwach

Życzę Ci z całego serca ,żebyś jednak myślała optymistycznie ,lekarz mi powiedział że głowa najważniejsza
Jesteś dobrze zdiagnozowana -to najważniejsze
💙
Mar
 
Posty: 17
Dołączył(a): 27 sty 2024, o 11:09
Wiek: 0
Data operacji: 2 sierpnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu G2
Zakres operacji: Macica przydatku
Wynik HP: F2 Ia
Terapia hormonalna: Beak

Re: Nie lekceważcie niskiej złośliwości/wczesnego stadium

Postprzez CichoSza » 21 mar 2024, o 21:18

Mar, psychoonkolog powiedział mi, że po usłyszeniu diagnozy warto dać sobie czas na przeżycie swoistej żałoby po utraconym zdrowiu. Nie ma nic złego we łzach czy czarnych myślach - bardzo rzadko zdarza się, by ktoś na początku swojej choroby posiadał odpowiednią wiedzę i potrafił podejść do sprawy na chłodno. Dla mnie problem zaczyna się tam, gdzie ktoś podważa kompetencje lekarzy, choć jest odpowiednio diagnozowany i prowadzony. Takim osobom otwarcie mówię, że nie udzielę im wsparcia, bo one go zwyczajnie nie przyjmą.

Ja od początku podchodziłam zadaniowo, nie płakałam, nie uroniłam ani jednej łzy. Dużo czytałam jeszcze przed otrzymaniem diagnozy i wydawało mi się, że mam tak dobre wyniki, że nie ma sensu się tym rakiem przejmować, że zrobię operację i po sprawie. Bardzo wiele chorych kobiet lubiło ze mną rozmawiać, bo ja nie wymagałam współczucia, za to bardzo chętnie współczułam innym. Jak gąbka chłonęłam teksty typu "Ale ja bym chciała mieć takie wyniki jak ty, jesteś praktycznie zdrowa" albo "Będzie dobrze. Tobą nikt nie będzie się interesował, a ja mam G3, jestem poważnie chora". Dopiero teraz widzę, jak wielką mi to zrobiło krzywdę, jak bardzo zniekształciło obraz choroby. Już pomijając fakt, że spora część kobiet sypiąca mi takimi tekstami jak z rękawa magicznie znikła z mojego życia, kiedy dowiedziała się o wynikach moich badań. Nagle przestałam być dla nich partnerką do rozmowy.

AnnaT, zalecenie wykonywania obowiązkowych badań molekularnych weszło bodajże w 2022 roku. Jeżeli Twoja mama była operowana później, to zatrważające jest to, że nikt takich badań jej nie wykonał, jeśli nawet nie przed operacją, to chociaż po niej. Właśnie przez takie działania rak trzonu macicy jest chyba jedynym kobiecym nowotworem z rosnącym współczynnikiem śmiertelności. Przeraża mnie to, że jeszcze parę lat temu moje leczenie zakończyłoby się na operacji i gdybym wróciła po kilku/kilkunastu miesiącach ze wznową, na ratunek mogłoby już być za późno. Życzę dużo zdrowia dla mamy! POLE to najlepszy typ molekularny, jaki można sobie wymarzyć. Jedyny, w którym szanse na wyleczenie sięgają 100%. Mam więc nadzieję, że mama odetchnęła i niedługo będzie mogła w pełni cieszyć się życiem. (*)
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine bright and it's nice and wide
It's so magical all you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no

So come on now, open wide, open up now
Don't you think it's time

(Patrick Wolf)
Avatar użytkownika
CichoSza
 
Posty: 193
Dołączył(a): 4 sty 2024, o 18:51
Wiek: 33
Data operacji: 5 grudnia 2023
Metoda operacji, zabiegu: cięcie poprzeczne
Powód operacji, zabiegu: rak trzonu macicy G2 1A
Zakres operacji: wycięcie szyjki, macicy i przydatków
Wynik HP: rak trzonu macicy G1 1B
Terapia hormonalna: brak

Następna strona

Powrót do Z rakiem można wygrać



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości