Powiem tak, niby to sie nazywa wyciek, ale całość wygladałą tak jakby ktoś odkręcił kran. Po prostu sie lało. Położne co trzy godziny zmieniały opatrunek, który kompletnie przemakał na ciuchy i otoczenie. Oczywiście zastanawiano sie nad powtórnym otwarciem, ale ze wzgledu na to że rana była czysta, brak stanu zapalnego, gorączki, bolesci - to podano mi antybiotyk, ale po atrakcjach z narkozą nie bardzo chcieli ja powtarzać. Ale trudność polegała na czymś innym- zrobiona dwa antybiogramy - z wymazu z rany i mojej osoby, i okazało się że antybiotyk działający na wyciek dla mojego organizmu był obojetny. Dostałam wtedy kierunkowy tak mocny, że pół godziny po podaniu dozylnym byłam przez dwie , trzy godziny tak słąba, że spałam, i świat wirował jak po morfinie. Ale gdzieś po
trzech dobach nastapiła wyraźna poprawa, ale miałam przedłuzony o jeden dzień. Ale teraz mam w tym miejscu przyklejony mały gazik, żeby nie ocierało o ubranie i dosłownie w ciagu dnia dwie , trzy kropelki widać na gaziku. Cóż po zebiegu dentystycznym też długo się goiło, miałam wtedy dwie porcje antybiotyku, ale ranka była mała , nikt nie wpadł na to że coś takiego przez szwy wewnetrzne.