Witam Was Kochane Syrenki, jestem nowa. Po operacji usunięcia macicy wypisano mnie ze szpitala z kilkoma zaleceniami, a cała reszta przyszła potem. Człowiek poczuł się tak jakby wpadł w czarną dziurę.
Na operację szłam nastawiona pozytywnie i zadaniowo. Myślałam, że usuną mi tylko mięśniaki, a skończyło się na usunięciu całego trzonu. Wyrażając na to zgodę nawet nie wiedziałam do końca o co pytać, jakie będą konsekwencje. Po prostu zdałam się na doświadczenie lekarzy.
No, a potem już będąc w domu zaczęło się... pęcherz nadreaktywny, pieczenie, stany zapalne, huśtawka nastrojów, żal, analizowanie sytuacji i tego, że może trzeba było inaczej, itd itp.
Dotarło do mnie, że niestety to była bardzo poważna operacja z którą organizm musi się uporać. Zabrano mu organ, zaburzono całą harmonię... Staram się poukładać sobie wszystko w głowie, po raz setny mówiąc sobie, że tak było trzeba, ale jest to dla mnie trudne, zwłaszcza, że jak nie to, to co innego się odzywa. Niestety z lekarzem prowadzącym jest kiepska komunikacja. Jest to bardzo doświadczony lekarz, uratował wiele istnień, przewidujący, jednak dla niego macica to zwykły organ, mięsień do którego nie ma co się przywiązywać ((
Dzięki temu, że mówię o tym, odkryłam ile kobiet przeszło tą operację i dla każdej było to mniej lub bardziej traumatyczne przeżycie. Nie byłam tego świadoma....
No a teraz po wielu wizytach kontrolnych na których powiedziano mi, że jestem zdrowa, dalej mam napady rozpaczy, lęku, kołatanie serca, żal. Czasem coś mnie piecze w miejscach intymnych, boję się konsekwencji i następstw tej operacji, choć może nic złego się u mnie już nie wydarzy.
Operacja zmieniła moje życie, moje ciało. Ile czasu musi minąć, żebym poczuła się komfortowo w moim ciele, bez lęku o to co może się znowu wydarzyć.
Może któraś z Was chciałaby do mnie napisać. Dziekuję,